niedziela, 27 lipca 2014

Całe życie me to jeden wielki żart, wiesz?



DANIELLE    FINNIGAN
Lat 15 (i prawie pół!)
Pokój 30 (tak, tam na końcu korytarza, w kącie, tak tam są drzwi) - piętro III
Ur. 1 kwietnia

Skomplikowana osóbka.
Od małego miała pod górkę. Jej matka pracowała w małej księgarni, gdzie zapominali wypłacać jej pensję (która i tak była nikła). Wieczorami zaś przywdziewała skórki i piórka i ruszała w najciemniejsze zakątki miasteczka, uszczęśliwiając przypadkowych przechodniów za marne grosze by chociaż trochę pomóc rodzinie. Ojciec artysta z zamiłowaniem do whiskey i wódki częściej zaglądał do kieliszka niż zajmował się małą jeszcze wtedy Dan. Oboje rodzice zginęli, gdy Danielle miała siedem lat. Rozumiała co się stało aż za dobrze, ale nigdy nie paliła się by o tym rozmawiać. Zdawała się od zawsze coś zatajać pod tym swoim tajemniczym uśmieszkiem. Od tamtego czasu tuła się od sierocińca do sierocińca, szukając sobie miejsca w życiu. I boi się wody...



Po ojcu kocha teatr. Wciąż próbuje wkręcić się do kółka teatralnego w pobliskiej świetlicy. Ma też całkiem dźwięczny głos, lubi śpiewać chociaż twierdzi, że pieje jak kogut. Uwielbia pisać i wciąż ma nadzieję, że właśnie to ma po matce. Pod poduszką zawsze chowa mały notesik wypchany po brzegi jej przemyśleniami, wierszami i krótkimi, dość dramatycznymi opowiadaniami. Zakochana w rock n' roll'u. Elvis jest jej miłością po wieki, namiastką zaś jego obecności uznaje niemiecki zespół The Baseballs. Zawodowa pożeraczka książek, biblioteka jest jej drugim domem.

Uwielbia wyzwania. Kręci ją wszystko, co jest nowe. Nie boi się niczego. Nigdy nie była w sumie w żadnym związku, chociaż była dość blisko z wieloma... osobami. Chciałaby spróbować wszystkiego mimo swojej nieśmiałości i głupich rumieńców, które jakoś nie lubią jej opuszczać. Jednak jest dość "grzeczna" i nie tknęłaby narkotyków. O ile wiedziałaby, że to właśnie narkotyki. Jest dość naiwna i łatwowierna. Poza tym jednak błyszczy inteligencją, a jej pamięć zadziwia często ją samą. Teoretycznie nie sprawia kłopotów wychowawczych. A przynajmniej nikt nie zwraca na to uwagi. Chyba że można nimi nazwać to, ile ta drobna osóbka je...


____________________________
Oto i Dannie :D
Wąteczki chętnie, raczej nie gryziemy, jednak preferujemy zaczynać.
Staramy się trzymać kolejki, ale miewamy humorki.

Kontakt GG: 40111584
Buźka podkradnięta Dove Cameron.

250 komentarzy:

  1. [czesc, chcesz watek? c:]

    Lawrence.

    OdpowiedzUsuń
  2. [ Witam, witam! :) Co do tego, że nie była w poważnym związku... ma przecież 15 i pół roku, gdzie tu miejsce na poważny związek? ;)) ]

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Może coś z kółkiem teatralnym? Trevor mógłby z grupą uczniów przygotowywać dekoracje do spektaklu ]

    OdpowiedzUsuń
  4. [Skoro Danielle dużo je, Raven z miłą chęcią będzie jej oddawał całe jedzenie, jakie wpadnie mu w łapki, szczególnie, że ona jest całkiem urocza. :3]

    Lawrence.

    OdpowiedzUsuń
  5. [Witam. Chętnie zapraszam do wątku, jeśli jest pomysł i ochota.]
    Cherry.

    OdpowiedzUsuń
  6. [Co do relacji, proponuję taką specyficzną formę przyjaźni, że jak coś się dzieje, to zaraz jedno leci do drugiego płakać mu w ramię, ale tak na codzień, to raczej niewiele do siebie mają. + Kruk oddaje Dan jedzenie, to wiadomo. Co do "wyglądu wątku", proponuję, żeby wykorzystać tę ich relację i żeby jedna przyszło do drugiego płakać. c:]

    Lawrence.

    OdpowiedzUsuń
  7. Od paru miesięcy raczej niewiele bywał w sierocińcu, trochę zaniedbał swoich znajomych i dzuś chciał to ponadrabiać. Problem w tym, że jak na złość nikt nie miał czasu, dlatego Raven włóczył się bez konkretnego celu, z miejsca na miejsce, szukając jakiejś żywje duszy. A figę. Z tego znudzenia planował iść wystalkować swoją lepszą połówkę w pracy, ale Dan, która pojawiła się na horyzoncie, skutecznie zmieniła jego plany. Dziewczyna wyglądała na conajmniej przybitą, a Kruk czuł się w obowiązku, by ją pocieszyć, dlatego co sił w nogach podbiegł do niej.
    - Chodź, mam czekoladę w pokoju. Powiesz mi co się stało - rzucił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trololo, Lawrence, którego autorka zawsze zapomina o podpisie.

      Usuń
  8. Kruk lubił wspierać innych. Zapominał wtedy o własnych problemach, poza tym, pomagało mu to zachować pozory i wmawiać ludziom, że u niego wszystko wiecznie jest w porządku.
    Z zachowania Dan wnioskował,że stało się coś poważnego, dlatego drogę do jego pokoju przebyli ekspresowo. Dopiero, gdy dziewczyna usiadła na łóżku, Raven rzucił się do szafy, by spomiędzy ubrań wygrzebać nietknięta tabliczkę czekolady. Po tym przysiadł się do Danielle i położył słodycz na jej kolanach.
    - Taki uniwersalny środek rozweselający - mruknął. - To teraz mów, co się dzieje, bo wyglądasz bardzo kiepsko.

    OdpowiedzUsuń
  9. [A dziękuje. Jakiś pomysł? Bo mój mózg po dwóch tygodniach bezsenności podpowiada mi co rusz to glupszy pomysł.]

    OdpowiedzUsuń
  10. - Nie znam się na dziewczynach - odburknął wymijająco, spuszczając nieznacznie wzrok. Zaraz jednak podniósł go z powrotem na dziewczynę. - Nie chodzi mi o to, że wyglądasz na niewyspaną, tylko... Uhh, jakbyś bardzo się czymś przejmowała. Jakby zjadało cię to od środka - wyjaśnił. Niewyspanie to jedno, jemu chodziło raczej o ogólny stan Danielle.
    Przyglądał jej się wyczekująco, kiedy tak jadła tę czekoladę. Nie chciał na nią naciskać, ale jeśli nie dowie się o co chodzi, nie będzie mógł jej pomóc.
    Pogubiła się? Brzmiało to niezbyt konkretnie. Przysunął się do niej trochę i ostrożnie objął ją ramieniem.
    - Słońce, w czym dokładnie się pogubiłaś?

    OdpowiedzUsuń
  11. - Skomplikowane czy nie, postaramy się to rozwiązać - powiedział, posyłając dzieczynie możliwie najbardziej pokrzepiający uśmiech. - Jestem uczulony - wyjaśnił krótko, kręcąc głową.
    Słuchał z uwagą tego, co mówiła Dan. Nie popędzał jej, zamiast tego delikatnie gładził jej ramię, starając się tym samym dać do zrozumienia, że może na niego liczyć i narazie jest bezpieczna. Miał niejasne przeczucie, że wie, jak skończy się jej opowieść, ale wolał nie rzucać pochopnie podejrzeniami.
    - Spokojnie, Słońce, nie płacz - szepnął, prosto do jej ucha. Przytulił ją odrobinkę mocniej i pogłaskał po włosach. - Jeśli nie możesz tego wydusić, to się nie zmuszaj - dodał.

    OdpowiedzUsuń
  12. [Hm, masz może pomysł na wątek? Jak coś mogę zacząć, ale nie mam aktualnie żadnego pomysłu ;/]

    Alyssa.

    OdpowiedzUsuń
  13. Gdy usłyszał, że coś "się okazało", przekonał się o bezzasadności swoich wcześniejszych podejrzeń. Na ich miejsce za to wstąpiła setka nowych, które tylko czekały na potwierdzenie albo zaprzeczenie.
    Słuchał dziewczyny, przy okazji uważnie ja obserwując. Nie czuł się za dobrze z tym, że bądź co bądź bliskiej mu osobie jest tak źle i chciał jak najszybciej jakoś jej w tym pomóc, ale wiedział, że jak zacznie popędzać Dan, to prawdopodobnie tylko bardziej ją sfrustruje i będzie jeszcze gorzej. A tego prawdopodobnie nie chciało żadne z nich.
    - Słońce, spokojnie - wymamrotał i zakołysał ją lekko w ramionach. - Wszystko się poukłada. Świat jest tak skonstruowany, że po każdej burzy w końcu cała rzeczywistość wraca na swoje miejsce. Czasem tylko trzeba nad tym odrobinę ciężej popracować.

    [A ja naiwnie myślałam, że piszesz o czymś konkretnym... Jedyne, co mi przychodzi na myśl, tak, żeby ci podpowiedzieć, to żeby ten człek miał żonę... Albo męża, ja nie oceniam. XD]

    OdpowiedzUsuń
  14. [Zakochałam się w drugim gifie <333333 (nakurwiam serduszkami xD) Co do pomysłu... To zapodaję ten mój idiotyczny (bo on nadal jest idiotyczny i chyba raczej nic nie zmieni mojego podejścia do niego).
    Jako iż Aidan czasami dorabia w niewłaściwy sposób to Dan może być świadkiem, jak Ai wsiada do samchodu jakiegoś jegomościa, a ten daje mu kasę. Później Dan będzie chciała wiedzieć co Aidan robił z tym starszym typem. I on zacznie coś kręcić xD]

    OdpowiedzUsuń
  15. Noc była jeszcze młoda. A na dodatek to zapowiadał się całkiem dobrze. Nie miał co robic. Dlatego też wyszedł z sierocińca. Oczywiście tradycyjnie przez piwnice. No bo jakze inaczej. Przynajmniej nikt o nic nie pytał.
    Doszedł na miejsce szybciej niż zamierzał. Wypił nieco, bo to co robił, aby zdobyć trochę forsy... Na trzeźwo by mu to nie przeszło. Samochód zatrzymał się przy słabo oświetlonej lampie. Czuł się okropnie. Ale uśmiechał się. Nie chciał przecież go do siebie zniechęcić.
    Wsiadł do środka, a wanilinowy zapach choinki z papieru "Wunder Baum" przyprawial go o mdłości. Facet od razu dał mu na poczet zaliczkę. A później zaczęło się.
    Po godzinie robota była skończona. Czuł się źle i był cały obolaly. Przed witryna sklepowa, gapiac się w odbicie musiał jakoś się ogarnąć.
    Westchnął cicho, otwierając stare skrzypiace drzwi. Rozejrzal się dookoła, czy aby nikogo nie ma w okolicy. Ciemność. Pusto. Mógł pójść do pokoju.
    Macajac powietrze i stawiając niepewnie kroki, szedł przed siebie. Nie chciał przecież orła zaliczyć. Schody skrzypnely, a on sam zaplatal się o jakiś kabel.
    - Ciii... - Szepnął w kierunku nogi.

    Aidan

    [A dzięki ^^ nikt mnie jeszcze za to nie pochwalił xD A Goetze zawsze spoko xD]

    OdpowiedzUsuń
  16. [To ja mam taki pomysł. Dziewczyny mogły usłyszeć o nowym nauczycielu od W-Fu. Takie plotki wyssane z palca. Np.: że jest stary, gburowaty i nie można z nim porozmawiać. I one by o tym rozmawiały z Dan. A to uslyszalby Nate. I on wlaczylby się do pogawędki, oczywiście mówiąc, jaki to nowy psorek jest be i w ogóle. A sam przedstawilby się jako nowy wolontariusz czy coś tam. Następnego dnia żeńską część klasy Dan miałaby w-f i tutaj taki zonk, kiedy zamiast starego pryka wchodzi Nathan xD]

    OdpowiedzUsuń
  17. [Miałam ten sam problem przy pisaniu karty. Zamiast coś na klawiaturze stukać to pierwsze pół godziny siedziałam i wgapialam się jak cielak w fotki.
    A co do pomysłu to jest git!]

    Teraz kiedy przekroczył to miejsce nie zauważył żadnych zmian. Chociaż z innej perspektywy był. Teraz nie był już tym małym zagubionym chłopcem. Teraz był już mężczyzną.
    Był na rozmowie kilka dni temu z dyrektorką. Też nic się nie zmieniła. No może jej twarz powitała kilka kolejnych zmarszczek. Ale wiek robił swoje.
    Miał tego dnia coś z nią omówić. Przyszedł nawet szybciej, aby powspominac stare, może nie aż tak dobre, czasy. Zauważył grupkę dziewczyn, które żwawo o czymś dyskutowaly. Przysluchal się przez chwilę ich rozmowie. Po chwili domyslil się, że mówią o nim. A może by tak im zrobić psikusa?
    Podszedł do nich.
    - Fakt. Przedwczoraj widziałem tego gościa. Minalem się z nim u dyry. Pieprzony ignorant i spaślak. - Stwierdził, ku zaskoczeniu wszystkich dzierlatek.

    OdpowiedzUsuń
  18. Chciał w jak najszybszy sposób znaleźć się w swoim pokoju. W nie do końca wygodnym łóżku. Pod ciepłym kocem, który latem był mu praktycznie do niczego potrzebny. I tak w środku nocy zrzucal go na podłogę. I biedny koc leżał tam tak aż do rana. Wśród tańczących na ziemi w dzikim tańcu najróżniejszych śmietków.
    Był już blisko swojego celu. Jeszcze tylko kilka małych, cichych kroczkow. I będzie w swoim małym pseudokrolestwie. Teraz tylko tego mu było potrzeba. Dużej dawki snu i odpoczynku.
    Jednak to były marzenia scietej głowy. Nie zdążył dojść tam. Nie zdążył nawet przejść paru centymetrów. Ktoś go wciągnął do toalety.
    Pieprzone, jasne światło jarzeniowki mocno biło go po oczach. Aż musiał je zmruzyc, aby zobaczyć kto go tu sprowadził. Po chwili jednak jego wzrok przystosowała się do panujących warunków.
    - Cześć Dan. Wybacz, ale nie mam teraz na nic nastroju. - Powiedział chłopak.

    OdpowiedzUsuń
  19. [Jak jakiś ciekawy wątek wymyślę to napiszę ci na GG]
    Leo Davies

    OdpowiedzUsuń
  20. - Pamiętam jak kiedys mieliśmy nauczyciela od W-Fu, który lubił chłopców. W tym mocniejszym zabarwieniu tego znaczenia. - Stwierdził Nate. Nie lubił faceta, okazywał mu to. Ale jemu to nie przeszkodziło, aby odwiedzić szatnie męską, kiedy Bierk był w niej sam. Ale wystarczył kopniak między nogi. I to dosyć mocny. I chłop już wiedział, że nie ma tutaj co szukać.
    - Ja? - Zapytał. Takiego pytania się się nie spodziewał. -Tak, wolontariuszem. - Przytaknal. - Muszę jakoś wypełnić nadmiar wolnego czasu.
    Widział drobne gesty blondynki.
    - Jestem Nate. - Przedstawił się, uśmiechając się lekko. - Może któraś mogłaby mnie trochę oprowadzic po tym przybytku? - Musiał się stąd jakoś wydostać. Dziewczyny zaczęły się przepychac między sobą.
    - Ej, spokojnie. - Powiedział. - Może ty? - Zapytał blondyneczki, która co rusz odgarniala włosy.

    OdpowiedzUsuń
  21. Poszedł razem z blondynka. Trochę czuł się źle z powodu kłamstwa. Ale to było póki co jedyne kłamstwo.
    Wiedział, że będzie chciała dowiedzieć się czegoś więcej na jego temat.
    - Czy nie sądzisz, że odkrycie wszystkich kart już na samym początku gry jest... Zbyt nudne? - Zapytał. Wybrnal w jakiś sposób. Chyba mu się udało. - Ale mogę zdradzić ci jeden fakt. - A co mu szkodzilo? W zupełności nic. - Także byłem w sierocincu. Kiedyś jeszcze kilka lat wstecz. - Nie kłamał, nie musiał nawet. - Możesz mi pokazać miejsce, gdzie przebywasz tutaj najczęściej. - I bynajmniej nie chodziło mu o jej pokój. Bo jeszcze wzielaby go za jakiegoś pedofila. Czy coś. Ale musiał przyznać, że była urocza.

    OdpowiedzUsuń
  22. - To było w pierwszym sierocincu. Było nijak. W drugim było już o wiele lepiej. - Powiedział uśmiechajac się lekko. - Czy lubie czytać? - Zapytał ni to jej, ni to siebie. Weszli do biblioteki. Tutaj też nic się nie zmieniło. No, może oprócz tego, że zostały dokupione jakieś nowsze książki. - Wiesz... To zależy jeszcze co. Nigdy nie przepadalem za lekturami szkolnymi. - Skrzywil się nieco na samo wspomnienie. - Ale inne czytam. Ostatnio przeczytałem "Pudełko w kształcie serca" Joe Hilla. Bardzo ciekawa książka. - Stwierdził. - A ty co ostatnio czytalas?

    OdpowiedzUsuń
  23. "Czyżby ona mnie widziała?" - Przemknelo mu przez myśl. - "Niee... Na pewno nie. Pewnie blefuje, bo sama nie mogła wyjść." - Próbował uspokoić się w myślach.
    - Dan... Po prostu jestem zmęczony. Wiesz... Upał daje się we znaki. Poza tym byłem na dyskotece... Tańce, pląsy i takie tam. - Kłamał jak z nut. - A to, że wyglądam tak jak wyglądam... To z powodu bezsennych nocy. - Lał wodę. Przecież jego nawet by czołgi nie obudziły. Ani huk armat.
    Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Rzeczywiście nie wyglądał najlepiej. Miał bladą cere. Oczy nieco podgrazone. Włosy rozczochrane po dotyku wielgachnej dłoni tamtego faceta. Ale przynajmniej zarobił co nieco. - Dan, nie patrz się tak dziwnie na mnie. - Powiedział. Czuł do siebie wstręt. Ale jutro wstanie, założy kolejna ze swoich masek i będzie mówił wszystkim dookoła, że "jest dobrze". Tak było zawsze. Rozklekotane tramki, koszulka ze spranym napisem i przyszyty uśmiech, że jest dobrze. Tak, tak proszę państwa. Z Aidana był całkiem niezły aktor. Szkoda tylko, że teraz jakiś mierny. Może to przez spozyty alkohol. Może przez to wszystko?

    OdpowiedzUsuń
  24. [Dziwne rzeczy są fajne. c:
    Na poprzednim "wydaniu" Sierocińca miałam ponad 2000 komentarzy. Nie chce mi się bawić w publikowanie nowej karty.
    A co do wątku z Zoe, skoro są współlokatorkami, wymyślenie czegoś trudne nie będzie. Proponuję skupić się na określeniu relacji. :3]

    Wciąż ją lekko kołysał. Jego to uspokajało, uznał więc, że może i na Danielle ta metoda podziała. Miał nadzieję, był święcie przekonany, że nadmiar stresu jest zabójczy.
    - Ale te zwroty się zdarzają. Najczęściej są splotem absurdalnych wypadków, które osobno nie miałyby najmniejszego znaczenia. Doczekasz się swojego zwrotu akcji - powiedział, dość cicho. Zaczął uspokajająco gładzić dziewczynę po plecach. - A i książki dla nastolatek zawsze kończą się dobrze.
    - Ale co dokładnie się stało? - spytal ostrożnie. - Mówisz, że nie chcesz być jak twoja matka... To ma z nią jakiś związek?

    OdpowiedzUsuń
  25. [ Nie wyszłaś na analfabetę, no każdemu się zdarzy XD Chyba, czy na pewno? Bo to spora różnica XD Rzadziej ostatnio zaczynam i na wszystko niemal przystaję, więc jak masz pomysł to nie pytaj tylko zaczynaj ;)]

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  26. - Przykro mi, ale nie znam nic z podanych tytułów. - Być może wynikało to z faktu, że był wielkim fanem mistrza horrorów- Stephena Kinga oraz początkującego Hilla. A może też dlatego, że był wierny także królowej kryminałów- Agacie Christie. Albo dlatego, że ostatnio nie miał na nic czasu. Bo łatał to tu. To tam. I załatwiał wszelkie pilne sprawy. - Ale może kiedyś sięgnęły. Skoro takowe mi polecasz. - Puścił do niej oczko. - Lubie też książkę "Auschwitz oczami SS". Czy jakoś tak tytuł szedł.

    OdpowiedzUsuń
  27. - Nie Danielle. Nic nie mam na sumieniu. - Odpowiedział jej chłopak. - To tylko zmęczenie. Od dwóch tygodni mam bezsenne noce. I to chyba tylko tyle co powinnaś na ten temat wiedzieć.
    Uważał, że nie powinna wiedzieć o tym czym się zajmuje. Każdy jest kowalem swojego losu. A on uważał, że ona nie może się w to mieszać. Mimo iż chętnie by jej o tym powiedział. Ale nie mógł. Nie i koniec kropka.
    Fakt faktem, facet miał mu w jakiś sposób przekazać resztę kasy. Jednak nie przeszło mu przez myśl, że posłuży się Dan. Wziął od niej pieniądze.
    - Masz rację. Mam kłopoty, ale to jest przejściowe. Każdy to ma. A pieniądze... Nikogo nie okradłem. Zarobiłem na nie sam. - Sprostował szybko.

    OdpowiedzUsuń
  28. - Raczej nie sądzę. Nowe książki drogo kosztują. Dlatego bardziej wolę biblioteki. Nie trzeba płacić za książki. No, chyba, że się ją zgubiło. No to wtedy tak. - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku. Szedł za nią krok w krok. Na nowo przypominając sobie co tutaj przeżył. Jedne wspomnienia były miłe. Inne niekoniecznie. - Nie przepadam za fantastyką. No, chyba, że idzie o filmy.
    W pewnym momencie poczuł się dziwnie nieswojo. Wiedział, że ta go podrywa. Każdy jej gest, każde słowo... Lubił ją i to nawet bardzo. Ale ile ona mogła mieć lat? Piętnaście? No, góra szesnaście.
    Miał to być tylko żart. O wuefiście. A wyszło jak wyszło. Niby to niechcący trącił ją w ramię. Niby ,że sięgał po jakąś książkę. Problem w tym, że ta półka była pusta.

    OdpowiedzUsuń
  29. - Może twoja nie jest taka od początku do końca do płakania, co? Nie skteślaj jej - poprosił. Chciał tchnąć w Dan choć odrobinę optymizmu. On sam starał się widzieć życie w jasnych barwach albo choć udawać, że ono jest dobre, choć nie zawsze mógł to powiedzieć szczerze. Ale to trochę pomagało.
    Wysłuchał jej. Przez moment się nie odzywał, tylko dlatego, że zastanawiał się, co powiedzieć. Nie zamierzał jej oceniać, zdecydowanie wolał ją pocieszyć. Ujął jej podbródek, by móc spojrzeć jej w oczy.
    - Dan, każdy robi w życiu przynajmniej jedną głupotę, której nie potrafi sobie wybaczyć. Zastanawia się, jak do tego mogło dojść... To, że teraz czujesz się źle sama ze sobą, w końcu minie. Jeśli nie umiesz się z tym pogodzić, wyciągnij z tego wnioski - powiedział, próbując zetrzeć łzy z jej policzków.

    Lawrence

    [Jeśli mówisz, że się nie dogadają, to mogą dla odmiany drzeć ze sobą koty. Większość wątków zalatuje wzjaemną miłością, to od czasu do czasu można napisać coś z innej parafii.
    I przepraszam, że tak w jednym komentarzu, jak ci będzie później wygodniej, to mogę odpisy pisać oddzielnie. c:]

    Zoe

    OdpowiedzUsuń
  30. -
    Dan. Nie pytaj. I tak już wiesz za dużo. Nikt nie może o tym wiedzieć.
    To, że ty to wiesz to jest po prostu czysty przypadek. Nic więcej. -
    Nikt nie musiał wiedzieć, że aby zarobić na własne przyjemności Aidan
    służył ciałem innym facetom. Kiedyś z tym skończy na pewno. - Nie
    powinnas była rozmawiać z tym gościem. Za co dostałem te pieniądze? Za
    wykonana robotę. Kucnal pod ścianą. Wolał nie siadać. Nakryl się bluza
    aż praktycznie po same uszy. Nie chciał przecież aby zauważyła te
    pieprzone malinki. Do tej pory aż go skrecalo na sama myśl.

    OdpowiedzUsuń
  31. -
    Myślałem, że coś tam leży. - Powiedział blondyn nieco zakłopotany. -
    Ale najwidoczniej się pomyliłem. - Dodał zaraz po krótkiej chwili
    namysłu. "Pieprzony idioto! Co ty do jasnej cholery robisz?!" - Krzyczał
    jego rozum. Czy ta mała rzuciła na niego jakiś urok czy co? Sam już nie
    wiedział. Powinien stąd pójść. Ale nie mógł raczej jej tak tutaj samej
    zostawić. To byłoby niekulturalne z jego strony. Taa... Człowiek to jest
    mądry. Jednak dopiero po szkodzie. - Ile ty masz tak właściwie lat? -
    Zapytał. Wolał się upewnić. Wiedział, że kost od niej starszy. Nie
    wiedział tylko o ile i o jak dużo.

    OdpowiedzUsuń
  32. [Najprostsze, o co mogą się pokłócić, to coś w stylu jednej zginie bluza/długopis/cokolwiek innego i oskarży drugą o maczanie w tym palców. Słusznie czy też nie...]

    Zoe.

    Przciągną dziewczynę mocniej i z całej siły objął ją ramionami. Żeby jej pokazać, że nie ma się czego bać. Ucałował ją jeszcze czule w czoło i odetchnął.
    - Dan, spokojnie. To nie odebrało ci duszy. To był tylko kolejny, bardziej bolesny niż inne błąd. Poboli i przestanie - wyjaśnił cicho. - Możesz to zwalić na karb ciekawości, zrobić cokolwiek, ale nie powinnaś się zadręczać. Przynajmniej teraz masz pewność, że więcej takiej głupoty nie zrobisz - mówiąc to, uspokająco gładził ją po plecach.

    OdpowiedzUsuń
  33. Gdyby teraz coś pił to by się zakrztusił. W prawdzie przewidywał, że może tyle mieć, ale... Ale to i tak było dla niego zaskoczeniem.
    - Ja mam dwadzieścia pięć. Jestem chyba trochę za stary. - Stwierdził nad wyraz poważnie. "Ja pierdziele... To się teraz porobilo..." - Pomyślał. - A ile mi dawalas? - Zapytał. Chyba chciał nieco rozładować atmosferę. Westchnął głośno. Odsunął się od niej trochę. Nie chciał, aby wzięła go za jakiegoś pedofila. Albo żeby ktoś ich tak zobaczył. Mogliby mieć wtwdy nieprzyjemności z tego tytułu. A chyba tego oboje nie chcieli.

    OdpowiedzUsuń
  34. - Poczekaj, poczekaj... Więc te dwadzieścia funtów jest twoje? - Zapytał. Zaraz oddał je dziewczynie. Nie musiała mu ich dawać. Miał przecież swoje pieniądze.
    - Widzisz... To nie jest takie proste, aby o tym mówić. Nawet nie wiem czy ja sam tego chcę. Ciężko mi o tym rozmawiać. Jeżeli chodzi o tego faceta... To dla niego między innymi pracuje. - Spojrzał na nią bardzo uważnie. Nie był pewien czy może jej zaufać. Tylu ludzi już go oszukalo. Zdradzilo. Czy chciał kolejnego rozczarowania? Nie. Ale wiedział, że dziewczyna nie spocznie. A on chciał mieć chwilę świętego spokoju. Ziewnal.
    - Sprzedaje... Coś. - Chyba tak ro można było nazwać.

    OdpowiedzUsuń
  35. - Ale ja nie mówię, byś zapomniała o tym w tej chwili. To wymaga czasu, ale im dłużej będziesz się tym zadręczać, tym trudniej będzie ci się z tym pogodzić. Musisz to jak najszybciej zostawić za sobą, bo nie da ci to spokoju - wyszeptał. Przeczesał palcami jej włosy i znów ucałował ją w czoło. - Jeśli zostawisz to za sobą teraz, nie wplączesz się w to i nie będziesz, jak twoja matka. Nie możesz w to brnąć... Z tym naprawdę ciężko zerwać, a reputację naprawić - dodał. dobrze wiedział, o czym teraz mówi. - Zastanów się nad weryfikacją tej znajomości, Dannie. A dziś, jeśli zdecydujesz się pójść, mogę ci towarzyszyć -

    OdpowiedzUsuń
  36. - No to trpche mi obnizylas wiek. Czuje się mlodziej. - Zasmial się cicho pod nosem. - Tak... To znaczy się nie. Teraz już nie studiuje. - Sprostowal szybko. - Jak tylko skończyłem szkole to wyjechałem. Miałem wtedy osiemnaście lat. Na początku chciałem zrobić sobie taki gap year. Roczna przerwę od nauki. Ale wiedziałem, że istnieje taka możliwość, że nie pójdę dalej. Bo nie będzie mi się chciało. Więc poszedłem od razu. I nie żałuję tego. Studia to fajny czas. W szczególności, kiedy mieszkasz w kawalerce z pięcioma facetami. Właściciel mieszkania nic nie wiedział. I chyba do tej pory żyje w tej blogiej nieświadomości. No, ale czego oczy nie widzą tego sercu nie żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie wiem czy mogę. - Odpowiedział chłopak niemalże szeptem. - Nie wiem czy mnie byś zrozumiała. Nie wiem... Nie wiem jak ty byś to odebrała. Brzydze się sam sobą. - Schylil głowę. Usiadł na podłodze, a raczej zsunal się na nią, szurajac plecami po ścianie. Skrzywil się nieco. Bolało go wszystko. Bolał go także i umysł. Z kieszeni wyleciała mu butelka. Cwiartka po wódce. - Nie wiem czy zrobiłbym to na trzeźwo Dan. Chyba nie.

      Usuń
  37. [ Blaise to cham. Jedyne co widzę to pomiatanie młodszą od niego istotą i uprzykrzanie jej życia dla chorej rozrywki. O zdeprawowaniu nie wiem czy mówić mogę... XD]

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  38. Dzień jak co dzień.
    Tak Alex mógł określić czatowanie pod drzwiami z aparatem w dłoni. Nie miał nic ciekawszego do roboty, pisanie gazety mu się już znudziło, a listonosz nie przyniósł mu żadnej pocztówki, za którą mógłby teraz kogokolwiek nienawidzić. Potrzebował zdjęć. Nie byle jakich zdjęć – jego zdjęcia nigdy nie były byle jakie. Ukazywały dosłownie wszystko. Były naturalne. Niepozowane.
    Pucołowate buźki dzieciaków z niższego piętra uśmiechały się bądź smuciły, albo wycierały pośpiesznie twarze z czekolady. Krajobraz był żywy. Kobiety pociągające. Mężczyźni zbyt dumni, by na niego spojrzeć. I Danielle. Było jej tam naprawdę pełno.
    Wyczekiwał pod drzwiami, wiedząc w jakim zastanie ją stanie. Kiedy usłyszał szelest kroków, wyskoczył z pokoju i cyknął zdjęcie. Natychmiast – tak jak się spodziewał – usłyszał protest znajomej.
    - Alex, naprawdę? Teraz?
    Uśmiechnął się wesoło i znowu nacisnął przycisk.
    - Teraz! A niby kiedy? - prychnął – Tłumaczyłem Ci już, że w takim stanie wyglądasz najlepiej.

    [Poleciało! :3]

    Alex,

    OdpowiedzUsuń
  39. - Oj... Na początku było ciężko. Temu akurat nie mogę zaprzeczyć. No, ale jak się wszystko pougniatalo... To i znalazło się miejsce. Trzech z nas spalone na wersalce. Reszta na materacu na podłodze. Ścisk był jak cholera. Ale przynajmniej nie narzekalismy na nudę. Zawsze było jakoś tak zabawnie i w ogóle. Tylko jak właściciel raz przyjechał, a to już zima była to zostałem tylko ja. Reszta musiała czekać na balkonie. Miałbym niezły przypal za dodatkowych wspollokatorow. - Zasmisl się wspominając to. - Nie. Nie jestem gejem. Przynajmnirj tak mi się wydaje. - Uniósł jeden z kacikow warg ku górze. - Dlacsego o tym pomyslalas?

    OdpowiedzUsuń
  40. Podkulił kolana bardziej ku sobie. Nie wiedział w jaki sposób to jej powiedzieć. Tak, żeby nie obrzydzic jej. Tak, aby nie wyszła z grymasem na twarzy. Chociaż i tak wiedział, że to może się zdarzyć. Westchnął głośno. Może najpierw jej co nieco pokaże. Odtracil ją nieco od siebie. Czarn, ciepła dresowa bluza z kapturem została sciagnieta. Położył ją na grzejniku, fdzie farba już do połowy zeszła. Na jego szyi było widać charakterystyczne zarozowienia. Były nierownomierne. W nierównej odległości od siebie. Czasami nawet jeden krążek nachodzil na drugi. To dlatego dosyć często nosił golfy. Albo bluzy, które by to wszystko zakryly. Nie wiedział czy wszystko dokładnie zrozumiała.

    OdpowiedzUsuń
  41. Zasmial się cicho dzwiecznym głosem. Jej odpowiedź spowodowała właśnie taka a nie inna reakcje. No cóż... Zdarza się. Przynajmniej dla Bierka takie coś.
    "Podoba jej się moje ciało. Damn!" - Przemknelo mu przez myśl. - Wszystkiego dowiesz się w swiom czasie. A co do mojego wyglądu... Najpierw masa, potem rzeźba. Bo z pustego to i sam Salomon nie naleje. A później siłownia... Bieganie. Czasami jakieś ćwiczenia przed telewizorem. Na przykład wtedy, kiedy idzie ulubiony serial. Wiesz, zamiast siedzieć wyghodnie w fotelu i objadać się fast foodami. Chociaż raz na ruski rok jakieś KFC nie poszkodzi.
    Przelknal głośno ślinę, kiedy zbliżyła się do niego. Co ona znowuz kombinowala? Zaczynało robić się coraz bardziej dziwnie.

    OdpowiedzUsuń
  42. Nie chciał wiedzieć co teraz ona sobie o nim pomyślała. Nie chciał nawet na nią spojrzeć. Czy się tego wstydził? Najwidoczniej tsk. Tyle to ukrywał przed światem. Aż w końcu komuś wyjawił swój sekret.
    Zdziwił się jednak, kiedy dostrzegł, że ona nie poszła. Nie zostawiła go z tym. Została razem z nim. Zrobiło mu się jskos nieco lżej. Wciągnął powietrze ze swistem.
    - Z jakieś dwa... Dwa i pół roku. - Odpowiedział. - Miałem dosyć tego, że ciągle jestem traktowany jskos gorszy. Jako ten z niższej półki przez kolegów z klubu. Oni co rusz mieli wszystko czego tylko zapragneli. Więc chciałem im pokazać, że się mylą co do mnie. Że też mogę mieć jakieś wartościowe rzeczy. A później... Poznirj już tylko bardzirj się w to wciagnalem.

    OdpowiedzUsuń
  43. Przyjrzał
    się jej bardzo uważnie.
    - Wiesz... Na początku znajomości lepiej nie mówić o sobie wszystkiego.
    Trzeba trochę zachować na później. To trochę jak winem. Jedna lampka
    smakuje wybornie. Druga jeszcze lepiej. Ale jeżeli wezmiesz wszystko na
    raz to można trochę się rozczarować smakiem. - Uśmiechnął się w jej
    kierunku delikatnie. Miał nadzieję, że zrozumiała. - Nie wiem... Może
    jadalnia? - Zaproponował. I już mieli wychodzić, kiedy usłyszał znajomy
    głos starszej kobiety.
    - Nathan? O Jezusicku kochany. - Na twarzy pokrytej zmarszczkami pojawił
    się wesoły uśmiech.
    - Pani Grane. Jak dobrze panią widzieć.
    - A co ty tutaj robisz?
    - Odwiedzam nieco stare śmieci. Patrzę co się u was zmieniło. -
    Odpowiedział rezolutnie blondyn.

    OdpowiedzUsuń
  44. -
    Nie. Nie wszyscy są starzy i oblesni. Czasami trafiają się nawet jacyś
    młodzi. Najważniejsze jest jednak to, aby nie mieli żadnych chorób
    wenerycznych. Czy jakoś innego ustrojstwa. - Stwierdził bez jakichś
    większych emocji. Nawet cieszył się gdzieś w głębi duszy, że mógł
    zrzucić z siebie ten ciężar. - Tylko nie mów o tym nikomu. Nie chce, aby
    o tym wiedzieli. - Powiedział chłopak, unosząc głowę. - Był kiedyś taki
    jeden klient, który mi się spodobał. Niewykluczone, że ja jemu też. Ale
    spędził ze mną kilka nocy i powiedział, że nie pasujemy do siebie. I
    odrzucił mnie. Tak jak jakąś stara zabawkę. Jak nikomu niepotrzebna
    rzecz. - Zwierzył jej się. - Przepraszam. Zaczynam nad sobą się uzalac.
    To chyba przez tą wódkę jakiś gadatliwy się zrobiłem.

    OdpowiedzUsuń
  45. - To miłe z twojej strony. Że nas odwiedziles. - Poeiedziala kobieta. - No, ale ja was nie zatrzymuje.
    Blondyn uśmiechnął się do kobiety. Skinsl przy tym głową na pozegnsnie.
    - Geez... Ona mnie jeszcze pamięta. Myślałem, że już zdążyła zapomnieć. - Zachichotal pod nosem, kiedy opuścili bibliotekę. - No to teraz już wiesz nieco więcej z faktów o moim życiu. - Puścił do niej oczko. - Chcesz mnie o coś zapytać? Tak dziwnie się na mnie spojrzalas w bibliotece.

    OdpowiedzUsuń
  46. Fakt, że żył w ogromnym kłamstwie doszedł już do niego na samym początku. Musiał.oszukiwać wszystkich po kolei. Znajomych, wychowawców, nauczycieli. Wszystkich bez najmniejszego wyjątku. Wszystko ukrywał pod maską szczęśliwego i pogodzonego ze swoim losem chłopca.
    - Mniej więcej tak. Czasami jednak obywa się bez tego. Niektórzy wolą jak... - Urwał. Nie przeszło mu przez gardło słowa, że obciaga innym facetom. - Nie chcesz tego słuchać. Uwierz mi.

    OdpowiedzUsuń
  47. -
    Nie chciałem ciebie okładać pod tym względem. I też tego nie zrobiłem.
    Nie zapytalas mnie o konkretne miejsca. - Stwierdził blondyn. - A
    dlatego poprosiłem ciebie, abyś mnie oprowadzila, bo... Nie byłem pewien
    jakie zmiany tutaj zaszły. Wszak siedem lat to jednak trochę sporo. Nie
    sądzisz? - Zapytał się dziewczyny. - A poza tym jest jeszcze coś. -
    Uśmiechnął się w jej kierunku bardzo tajemniczo. - Nawet cię lubię. A to
    jest już sporo. - Stwierdził. - Naprawdę bardzo sporo. - Dał jej
    pstryczka w nos.
    "Co ty robisz moronie?!" - Darl się wnieboglosy jego rozum. - Urocza. -
    Mruknął cicho sam do siebie, kiedy dziewczyna stanęła krok przed nim.

    OdpowiedzUsuń
  48. -
    Nie wiem czy chce o tym mówić. To jest zbyt ciężkie dla mnie. Może
    kiedyś innym razem. Ale nie sądzę, że chciałbyś wiedzieć... Jak to
    wszystko wygląda. Dzisiaj trafił mi się dosyć agresywny klient. -
    Powiedział Aidan. - Czuje każda swoją kość. Ale przynajmniej zapłacił
    gruby hajs. - Fakt faktem klient wymagał, ale i zapłacił solidnie. -
    Zarwalem z liscia, bo nie chciałem połknąć. Na sama myśl, że miałbym to
    zrobić... Mam pierdolone objawy torsji. Dan, a z jakiej strony ty to
    znasz? Przecież ty tego... Nie zarabiasz w ten sposób.

    OdpowiedzUsuń
  49. -
    O to nie musisz się martwić. Z pewnością znajdę czas na wszystko.
    Umiem jakoś gospodarować czasem. - Kiedy tknela swoją dłonią jego dłoń,
    przez jego plecy przeszedł jakiś dreszczyk. Wiedział, że nie powinien
    jej zaprzątać sobą głowy. Nie powinien tak na nią oddziaływać. Co
    gorsza, on sam zaczął się nad kilkoma rzeczami się zastanawiać. - Tak
    się zastanawiam... Co ty takiego we mnie widzisz. Jestem od ciebie sporo
    starszy. Mogą mnie uznać za pedofila. Chociaż nim nie jestem. - "Póki
    co." Pomyślał. - Poza tym nie znasz mnie aż za dobrze. Chociaż
    dowiadujemy się dobrze. Co nie?

    [A może zrobić im taki mini romans? Geez. Idę spać. Bo mi coraz głupie
    pomysły przychodzą do lba xD]

    OdpowiedzUsuń
  50. Wzruszył beztrosko ramionami i uśmiechnął się szeroko do wyświetlacza.
    - Danny, ty po prostu nigdy nie zrozumiesz prawdziwej sztuki. Naturalne piękno jest najlepsze. Teraz przynajmniej twoją twarz przykrywa warstwa kurzu, a nie tapety.
    Parsknął śmiechem i uchylił się, żeby nie oberwać od niej po głowie.
    - Poza tym... Sprawę mojej przyszłej drugiej połówki już omawialiśmy. Ożenię się z tą laską, która ostatnio odwiedziła sierociniec i uznała, że jestem „uroczy”. Najwidoczniej ma kobieta gust. O, i jest fotogeniczna – westchnął teatralnie – Szkoda, że nie znam jakiejś ładnej blondynki, której mógłbym robić zdjęcia...
    Uniósł kąciki ust w uśmiechu, by zaraz nacisnąć spust migawki i oślepić ją kolejnym fleszem.
    - A tak, moi państwo wygląda atakująca niedźwiedzica!

    [Ha! Tylko ja umiem nie być jeszcze spakowana i wejść na bloga, żeby odpowiedzieć na wątki.]

    Alex.

    OdpowiedzUsuń
  51. Zasmial
    się słysząc jej słowa.
    - Fakt. Ściany tutaj są niezwykle cienki. A już w szczególności w
    pokojach. Aż można usłyszeć co robi sąsiad. Albo co mu po nocach się
    sni. - Zachichotal. - W takim razie chodź ze mną. Pójdziemy w pewno
    miejsce, gdzie nikt nas na pewno nie podslucha. - Uśmiechnął się do niej
    zachęcająco. - Altanka gdzieś tutaj kiedyś była. Mam nadzieję, że
    jeszcze stoi. Miała ściany lepsze niż niejeden wojenny bunkier. -
    Zażartował. - Wiesz... W niektórych przypadkach czasami powinno cię to
    interesować. - Stwierdził.

    OdpowiedzUsuń
  52. -
    Wybacz, że zapytałem. Chyba nie powinienem. - Stwierdził, widząc łzę
    dziewczyny. Potoczyła się po jej policzku. A jemu samemu zrobiło się
    żal. Żal wszystkiego. Siebie, jej, rodziców... - Ojciec mój pewnie teraz
    przewraca się w grobie, widząc co robię. Często mam jakieś wyrzuty. Coś
    we mnie krzyczy. Żebym tego nie robił. Że to jest zle. Ale
    usprawiedliwiam się tym, że nie chodzę i nie kradne. Że nie sprzedaje
    dzieciakom tego proszkowanego gowna. - Stwierdził. - Chciałem to rzucić w
    kiebieni matry, ale... Ale ciągle do tego wracam.

    OdpowiedzUsuń
  53. Nie zabolał go komentarz dotyczący „tej laski”.
    Sam doskonale wiedział, że kobieta więcej nie zjawi się w sierocińcu, a tym bardziej nie po niego. Lubił po prostu żartować z Danielle, doskonale wiedząc jak irytuje ją takie zachowanie. Wiedział też jednak, że nie może sobie pozwolić na przekroczenie żadnej granicy, bo inaczej skarze ich (jako taką, jeśli w ogóle można tak nazwać ich relację) przyjaźń na straty.
    Westchnął ostentacyjnie i pozwolił, by aparat zawisnął mu swobodnie na szyi. Rozłożył ręce i uśmiechnął się w pokojowym geście.
    - Ta daaa!
    Westchnął, kiedy zmierzył ją spojrzeniem od stóp aż po głowę i potarł dłonią podbródek jakby w zamyśleniu.
    - Ale będziesz tego żałować. Światło jest idealne.

    Al.

    OdpowiedzUsuń
  54. -
    Mogłoby się nam oderwać po uszach. - Zasmial się cicho. - Chodźmy już
    tam.
    Zaszła do altanki. Ta stała tak jak kiedyś. Wielką skarbnica sekretów
    młodzieży. Nie zdobyta przez nauczycieli twierdza. Weszli do środka.
    Stare drzwi skrzypnely. Zawiasy były pokryte rdza. Na podłodze pojawiało
    się prochno. Gdzie nie gdzie, ale jednak. Ściany, kiedyś zielone, teraz
    wyblakla mieta. Ale to było jedno z jego ulubionych miejsc.
    - Tutaj kiedyś z Jimmym złożyliśmy przysięgę braterstwa krwi. Że jeden o
    drugim nigdy nie zapomni. No, ale teraz już chyba możesz odpowiedzieć
    na moje pytanie.

    OdpowiedzUsuń
  55. Słuchał
    uważnie jej. Wiedział, a raczej się domyslal, że on dla niej się
    podoba. Ale nie sądził, że aż tak.
    - Dziękuje. - Odpowiedział zaskoczony. Nie spodziewał się dużo. A dostał
    tak wiele. Zbliżył się do niej o krok. Sam nie wiedział czemu, ale
    objął ją ramieniem. W tym momencie jednak rozległ się dźwięk telefonu.
    - Tak, słucham... Jasne. Zaraz przyjdę pani dyrektor. Nie ma sprawy. -
    Rozlaczyl się. - Muszę na razie już iść. Ale spotkamy się jeszcze. Nawet
    szybciej niż się spodziewasz. - Powiedział tajemniczo. - Też masz w
    sobie coś co mi się podoba. Dobrze ci się z oczu patrzy. - Stwierdzil to
    i poszedł.

    OdpowiedzUsuń
  56. Wyszedł
    pospiesznie z altanki. Chyba powinien podziękować dyrektorce. Za to, że
    zadzwoniła w tym momencie. Otarł dłonią czoło. Poprawił biała koszulkę i
    poszedł do gabinetu. Tam dostał rozkład zajęć i klucze. Od pokoju,
    rzecz jasna, i kolejne od pomieszczeń, gdzie miał pracować. To jest od
    schowka na sprzęty, sali gimnastycznej, pokoju nauczycielskiego i
    szatni. Walizki wtaszczyl szybki pod, a raczej do pokoju o numerze 60.
    Wgramolil się z nimi na łóżko. Nie chciał na razie się rozpatrywać.
    Zrobił to dopiero po upływie godziny, kiedy to skończył sprawdzać pocztę
    i różne konta na różnych portalach spolecznosicowych. A później poszedł
    na popoludniowa drzemkę. Uprzednio zamykając pokój na klucz i nie
    zwracając uwagi na szmery za drzwiami.

    OdpowiedzUsuń
  57. Wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek i podał je dziewczynie, by mogła nimi w spokoju obetrzeć łzy. Raven doskonale znał wyrzuty sumienia, związane z przygodnym seksem, głównie dlatego wiedział, co ma powiedzieć.
    - Nie ma za co, Słoneczko - uśmiechnął się do niej pogodnie. - Tacy ludzie bywają toksyczni, dlatego sądzę, że dobrze zrobisz, jeśli zerwiesz tę znajomość - przyznał. - Na wszelki wypadek, bo potem możesz wylądować w bardzo głębokim bagnie - dodał. - I naprawdę, nie masz mi za co dziękować.

    OdpowiedzUsuń
  58. W ogóle, niekiedy można było odnieść wrażenie, że cały sierociniec jest jedną wielką czarną dziurą, wszysającą nie tylko przedmioty, ale i ludzi. Zoe do tego przywykła, po trzech latach tu spędzonych nauczyła się, by co cenniejsze rzeczy trzymać przy sobie i pilnować ich jak oka w głowie. Na szczęście, miała ich niewiele.
    Dlatego też Scott nie zdziwiła się, kiedy usłyszała pytanie o bluzę. Kolejna rzecz pożarta przez kapryśny pokój. Czasem przychodziło jej do glowy, że on zbiera sobie te wszystkie rzeczy jako ofiarę. To by naprawdę sporo wyjaśniało.
    - Wiesz, to było mało konkretne pytanie - mruknęła, nie podnosząc wzroku znad zabazgrywanej właśnie kartki. - Jakieś konkretne parametry?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zoe, będę podbisywać, żeby było łatwiej rozróżnić. .-.

      Usuń
  59. Nie
    czuł się głodny. A jeżeli nawet to miał ze sobą trochę zapasu. Nie
    widział potrzeby by wychodzić stąd. Poza tym musiał wszystko powkladac
    do szafy. Bo raczej nie może to zostać na podłodze. A szkoda, bo w
    przekonaniu Nathana to właśnie podłoga była najniższą polką w pokoju.
    Przez okno obserwował jak dzieciaki idą na kolację. Uśmiechnął się
    lekko. Jeszcze nie tak dawno on sam był jednym z nich. W sumie to nadal
    był. Tylko, że już wychowankiem.
    W nocy sen go zmorzyl niemiłosiernie. Obyło się tej nocy bez koszmarow.
    Rano wstał w dobrym humorze. I wypoczety co też wpływało na
    samopoczucie. Swoją pierwsza lekcję miał dopiero od godziny 11:00.
    Ubrany w dresowe spodnie i sportowa koszulkę zjawił się w pokoju
    wuefistow. Jakas dziewczyna przyszła po kluczyk od szatni. Ale był
    odwrócony do niej tyłem więc niedostrzegla jego twarzy. Na sali pojawił
    się w towarzystwie dyrektorki.

    OdpowiedzUsuń
  60. Widząc
    miny tych dziewczyn w duszy chciało mu się śmiać. Wszystkie miały swoją
    teorię o grubym wuefiscie pedofilu. A na dodatek on sam podkrecil ognia
    wczoraj. Przecież on sam im powiedział, że facet to istna zyleta.
    - Nathan zaczął pracować u nas od niedawna. Często także pomaga w
    różnych sprawach. Jest także wychowankiem naszego domu dziecka. -
    Powiedziała kobieta. Zaraz zaś zwróciła się do niego. - Dasz sobie z
    nimi radę?
    - Spokojna glowa pani dyrektor. - Chciał już powiedzieć "spokojna twoja
    rozczochrana", ale powstrzymał się przed tym. Kultura, szacunek i takie
    tam pierdółki. Kobieta wyszła.
    - A więc tak... Nazywam się Nathan Bierk. Mam jakieś hobby. Jedne rzeczy
    lubie, inne niekoniecznie. I to chyba na razie tyle. - Czuł się
    zakłopotany, co było chyba po nim widoczne. - A co wy lubicie robić na
    w-fie? Oprócz siedzenia na ławkach. - Uśmiechnął się delikatnie.

    OdpowiedzUsuń
  61. [Dużo Cię wszędzie widzę, więc wreszcie przyczołgałam się po wątek. Chcę ożywić Zacha.]

    //Z. Robinson

    OdpowiedzUsuń
  62. - Ale widzę, że nie jest łatwo ci o tym mówić. Nawet to rozumiem. Sam nie wiem w jaki sposób talk szybko ze mnie wszystko wyciagnelas. Sądzę, że to sprawka wódki. Po alkoholu ttudno jest kłamać. - Stwierdził chłopak. - Ale to naprawdę dobra wódka była. - Zażartował cicho pod nosem. - Niszczy wszystkich po kolei. Czy mi coś zrobił? Nie. Chyba nie. Nie sądzę. - Stwierdził szatyn.

    OdpowiedzUsuń
  63. - Możliwe. Tej możliwość nie wykluczam. - Choviaz gdyby mógł to upieralby się przy swojej. - To zależy. Czasami dwa, innym razem trzy w tygodniu. Przyzwyczaił się, że każdy może go mieć. Całować, przytulac, dotykać i pieprzyc. - W większości przypadków są to faceci. Czasami tylko kobiety.

    OdpowiedzUsuń
  64. Trochę go zabolalo to "proszę pana". Ale co on sobie wyobrażał? Że na lekcji zacznie mu mówić po imieniu? To byłoby idiotyczne. Nierozsadne i idiotyczne.
    - W przyszłym tygodniu jest organizowana wycieczka na skałki. Jeżeli bylybyscie chętne to zróbcie listę. - Powiedział. Spojrzał przepraszajaco na Dan.

    OdpowiedzUsuń
  65. -
    Starałem się, ale nie znam się prawie na niczym. Niczym oprócz piłki
    nożnej. Dlatego chodzę na treningi. Ale z takim doświadczeniem raczej
    nie trudno się domyślić co mówili wszyscy wielcy szefowie. Nawet ulotek
    nie dali mi roznosic, bo uznali, że jak zobaczę w jakimś sklepie AGD
    mecz, to będę stał i godzinami oglądał. Nawet jeżeli te były za szyba. -
    W sumie dużo to się nie mylili. Aidan był takim fanatykiem, że
    większość męczy oglądał. Od małego razem z ojcem. A kto wie czy nawet i
    nie z matka, kiedy ta nosiła go jeszcze w swoim łonie. - Kolega mnie w
    to wciągnął. Mogłem sprzedawać rozkapryszonym dzieciakom prochy. Albo
    to... Z dwojga złego wybrałem to drugie...

    OdpowiedzUsuń
  66. Tak
    bardzo chciał jej przekazać, aby spotkali się tam gdzie wczoraj. Ale
    jak to zrobić, aby nikt się nie skapnal? Nikt nie odnalazł tego miejsca.
    Aby nikt nie wiedział. Przynajmniej na ten czas.
    - Danielle, zaniesiesz dziennik do pokoju wuefistow? - Zapytał. - Na
    dzienniku, a raczej na kartce, która na nim położył, napisał "Tam gdzie
    wczoraj. 14:30". Wręczył przedmiot dziewczynie. Miał nadzieję, że się
    zgodzi.

    OdpowiedzUsuń
  67. Potargał po przyjacielsku jej jasne włosy i zaśmiał się cicho.
    - Wiesz, wbrew pozorom, jest tu kilku ludzi, który są bardzo empatyczni. Z pewnością bardziej, niż ja - stwierdził. - Choć masz rację. Nie wiem, jak oni by stali z czekoladą - dodał, nieznacznie rozbawiony. - W sumie, powinienem ci za to podziękować. Nigdy nie wiem, co mam zrobić ze słodyczami... Więc dzięki.
    Zamilkł na moment i przyjrzał się dziewczynie z uwagą. Odniósł wrażenie, że już z nią trochę lepiej, ale mimo wszystko uznał, że wypadałoby ją jakoś rozweselić.
    - Chodź, trzeba ci jeszcze trochę poprawić humor... Zaczniemy od spaceru, z nadzieją, że po drodze coś więcej wpadnie nam do głowy - zaproponował.

    Raven

    Taka już była jej natura. Nie dogadywała się z ludźmi, już szczególnie nie z ludźmi towarzyskimi. Wymagali za dużo mówienia. Wolała zwierzęta, ale nie chciała za bardzo kombinować, dlatego nie ściągnęła sobie żadnego do sierocińca. W każdym razie, jej stosunki ze współlokatorką nie układały się za dobrze. Chyba już nawet nie były neutralne, a mieszkając pod jednym dachem, czasem ciężko było uniknąć konfrontacji.
    - Cóż, teraz przynajmniej jest jasne, o czym mówimy - stwierdziła. Rozejrzała się po pokoju, jednak nie natrafiła wzrokiem na upragnioną przez Danielle część garderoby. - Nie widziałam. Nie zostawiłaś jej przypadkiem w księgarni, pod prysznicem, czy na stołówce?

    Zoe.

    OdpowiedzUsuń
  68. Uśmiechnął
    się delikatnie. Zaraz jednak przystąpił do prowadzenia lekcji.
    - W takim razie dzisiaj trochę pocwiczymy do piłki ręcznej. Dobieracie
    się w pary. Weźcie piłki z siatki. Albo najpierw dziesięć minut
    rozgrzewki.
    ***
    Po zajęciach pędził altanie. Mógł napisać o piętnastej. A tak był już
    spóźniony. W końcu jednak dotarł na miejsce. Dan już na niego czekała.
    Wpuścił ją do altany przodem.
    - Wybacz spóźnienie. Niestety musiałem jeszcze dziennik ogarnąć. Geez...
    Te wszystkie tabelki i rubryczki wyglądają dosłownie tak samo. -
    Stwierdził Nate.

    OdpowiedzUsuń
  69. Cóż...
    Spodziewał się dużo gorszego powitania. Już w kilku związkach był. Co
    prawda wszystkie były już przeszłością... Ale zawsze za takie żarty
    obrywal w łeb. No, tym razem też eiedizal, że mu się dostanie. Ale nie
    było, póki co, żadnych krzyków.
    - No nie powiem. Nie jest z tym łatwo. Trzeba wszystkich ogarnąć. -
    Zasmial się cicho. Zaraz jednak spowaznial. Czas na trudna rozmowę. -
    Przepraszam, za to co wyszło... Nie wiem dlaczego to powiedziałem...
    Może dlatego, że wiedziałem jakie podejście uczniowie mają do nowych
    nauczycieli. Wiem, bo sam byłem uczniem i wychowankiem.

    OdpowiedzUsuń
  70. Ludzie pytali czasem, dlaczego to robi? Dlaczego nie odpuszcza i nie dojrzewa? W końcu ma prawie osiemnaście lat! Powinien choć trochę spoważnieć i zrozumieć, że życie to nie wieczna zabawa w złego chłopca. Problem tych wszystkich idiotów polegał na tym, że dla Blaise'a to wcale nie była zabawa. To był jego styl i jego jestestwo. Życie było grą, którą można łatwo przegrać, a żeby grać dalej, było trzeba być zabójcą, a nie celem. Blaise był zabójcą, każdej dobrej, szczęśliwej chwili i myśli. Był gradem, uderzającym niespodziewanie. Tyle o Blaise'ie. Najbardziej upodobał sobie dręczenie młodej podopiecznej sierocińca. Tej drobnej blondynki, której oczy przypominały mu jelenia na drodze, porażonego światłami reflektorów.
    Dla niego była tak samo głupia i bezbronna jak to zwierze przed autem, które zaraz je potrąci.
    Siedział na schodach, blokując je przez to jak na nich siedział. Opierał się o ścianę, nogi kładąc na pierwszy szczebelek barierki. Układał kostkę Rubika z jedną słuchawką w uchu. Kiedy ją zobaczył uśmiechnął się paskudnie.
    - Siema Bambi - przywitał ją szyderczo - Gdzie się wybierasz? - Nie spuszczał jednak wzroku z układanej zabawki.

    [Wybacz za to jak ten odpis wyszedł... Taki nieatrakcyjny jak dla mnie T_T]

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  71. Spojrzał na nią bardzo uważnie. Czy ona mówiła to na poważnie? A może tylko chciała się z niego ponabijać. Że ma w miarę normalną pracę i takie tam. Zaraz jednak skarcił siebie w myślach. Dan chciała mu za wszelką cenę pomóc.
    - Czemu by i nie. Jeszcze przy rozładunku to ja nie pracowałem. - Stwierdził chłopak. - Mógłbym spróbować. - No bo jak nie zasmakujesz to się nie dowiesz. Czy jak to tam poeta pisał. - Tylko błagam nie jutro. Wszystko mnie boli i muszę trochę to odespać. - Powiedział, uśmiechając się lekko w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  72. Usiadł tuż obok niej na zarośniętej ławeczce. Nie wiedział co mógłby jej odpowiedzieć. Wygłupił się? Nie. No może trochę. Ale widział jak ona na niego zerkała. Te czułe gesty i w ogóle. Powinien od razu jej powiedzieć. Tak, tak proszę państwa. Mądry człowiek po szkodzie. Westchnął głośno i przetarł dłońmi swoją twarz.
    - Bo taka jest prawda. - Odpowiedział zupełnie szczerze.

    OdpowiedzUsuń
  73. Nie miał powodów, by myśleć o Danielle źle. W końcu była jego przyjaciółką, ergo bliską mu osobą. Nie zraniła go, jak już postanawiał się otworzyć, nie odsyłała go z kwitniem. Raven nie myślał o takich ludziach niewłaściwie, czasem nawet usprawiedliwiał ich na siłę. Sam robił w zyciu dużo gorsze rzeczy, do których niekoniecznie lubił się przyznawać.
    - Wiem. I sądzę, że to idealny układ. Mi ludzie namiętnie oddają słodycze, a ty je zjadasz. I oboje dobrze na tym wychodzimy - stwierdził wesoło. - Spoko, ja praktycznie nigdy nie mam konkretnych planów. Pewnie robiłbym to co zwykle, posiedziałbym tu jeszcze trochę, a potem poszedł albo do Huntera, albo się schlać. Oderwanie się od rutyny nie zaszkodzi - puścił do niej oczko.

    OdpowiedzUsuń
  74. [Na pewno da się :) Trzeba tylko pomyśleć i wszystka da sie stworzyć. Po pierwsze powiedz mi co ty rozumiesz pod pojęciem ostrzejszy wątek xD Misza sam w sobie może być gnojkiem, ale jak bardzo nie miły ma być. Jakieś tam pomysły masz czy nic? ]

    Michaił

    OdpowiedzUsuń
  75. Westchnęła i zwlekła się ze swojego łóżka. Niechętnie. Ale co szkodziło jej raz w życiu być miłą i pomóc? Nic jej to nie kosztowało, oczyszczało z zarzutów, że ruszała rzeczy współlokatorki i mogło choć trochę pomóc w ociepleniu ich wzajemnych stosunków.
    - Jak tak mówisz, to ci wierzę - stwierdziła spokojnie, zaglądając pod łóżko. Często znajdowała tam to, czego akurat szukała. Może dlatego, ze chowała tam papierosy. Po bluzie dziewczyny nie było tam jednak śladu.
    - Nie widziałam - odparła spokojnie. Zupełnie zignorowała warczenie Danielle. - Ruszać też nie ruszałam. Nie mam w zwyczaju tykać cudzych rzeczy.

    Zoe.

    OdpowiedzUsuń
  76. - Wiem. Nauczycielem roku to ja nie zostanę na pewno. Nawet nie pretenduje do tej nagrody. - Zasmial się cicho. - Wczoraj to wyglądało chyba trochę lepiej, nie sądzisz? - Zapytał. "Tylko, że wczoraj nie byłeś jeszcze nauczycielem gałganie!" - Krzyczał jego rozum. Nie wiedział co ma zrobić. Odgonic ją od siebie, czy też pozwolić jej zostać. Dlatego też jej gest go nieco zadziwił. - To przekracza granice mojej logiki. - Stwierdził z rozbawieniem. - Ale nie potrafię ciebie ot tak odrzucić. Za bardzo cie lubie.

    OdpowiedzUsuń
  77. Spojrzał na nią, uśmiechając się lekko.
    - Wiem, że wtedy byłoby o wiele łatwiej. Wiem, że to nie może wyjść. Wiem także to, że to akurat podchodzi pod pedofilie. Wczoraj raczej ci to nie przeszkadzało. A jak jest z tym dzisiaj? - Zapytał. - Spróbować zawsze można. - Dał jej pstryczka w nos.

    OdpowiedzUsuń
  78. Jakiś przyjemny wietrzyk powial im po plecach. Ale nie był zimny. Ani też nie należał do tych gorących. Był taki w sam raz.
    - Nawet wiatr nam sprzyja.- Stwierdził, śmiejąc się cicho. Dobrze, że o altance mało kto wiedział. W ogóle, że nikt tu nie zaglądał. Z niektórych stron aż za mocno poroslo pokrzywami. Ale ro raczej odstraszalo wscibskich delikwentow. A im pomogło. To jest dopiero paradoks. Parzy ludzka skórę, ale pomaga.
    - No w sumie. Za osiem miesięcy... - Zachichotal cicho. Objął ją ramieniem. Palce ich się splotly. A on sam musnal ja w czubek głowy.

    OdpowiedzUsuń
  79. - Nie, niczego więcej nie podkrecilem. Było tylko to z wolontariatem. No i z grubym spaślakiem wuefista. - Zasmial się serdecznie. - Wasze miny dzisiaj rozbroily mnie na łopatki. - Nadal żartował. Zerknal na nią bacznie. - To zależy co chcesz wiedzieć. Nie lubie tak bezpośrednio o sobie mówić. Wolę jak ktoś mnie o coś pyta. - Stwierdził blondyn. - Kilka rzeczy, a raczej faktów, już o mnie wiesz. Zapytaj o kolejne. Może w czymś ci to pomoże. - Puścił w jej kierunku oczko.

    OdpowiedzUsuń
  80. - Przez moment nawet przeszło mi to przez głowę. - Stwierdził z rozbawieniem w głosie. - I chyba bym ci się nie dziwił. Taki numer wykrecilem. - Nadal chichotal. Pokiwal głową, słysząc jej pytania. Dla niego za dużo jak na puerwszy raz. Ale postanowił odpowiedzieć na wszystkie.
    - Ulubiony kolor... Czarny, biały, niebieski, ale taki ciemny. I taki ciemniejszy czerwony. Nie wiem jak to się nazywa. Ale wy dziewczyny macie na to swoją nazwę. - Uśmiechnął się. - Kiedy jeszcze tutsj byłem to razem z Jimmym, Francisem i Georgem upodobalismy sobie altane. Ale później Francis i George zostali adoptowani. I wylecieli do wielkiej Ameryki. Później wloczylismy się po korytsrzsch. I pewnego dnia zrobiliśmy wjazd na dach. To były nasze najlepsze kryjówki. Ale później dach stał się zbyt popularny, więc wróciliśmy do altany. - Stwierdził blondyn. - Pamiętam jak zawsze denerwowalismy nauczycieli i dyrektorke. Któregoś razu udusilismy jej rybki. Były koszmarne. Ale nie zrobiliśmy tego umyślnie. Zrobiło nam się ich szkoda, że nie mają tlenu, więc wyciagnelismy je z akwarium. Niestety zdechly. Ale przynajmniej herbata malinowa na biurku dyrci była dobra. Sądzę że bardziej nam oberwalo się za tą herbatę niż za rybki. Ale fakt faktem... Później kupiła ładniejsze. Tylko przykro nam się jskos zrobiło, kiedy nad nimi wisiała tabliczka "Bierkowi i Hudsonowi do rybek wstęp wzbroniony!" - Prychnal cicgo.

    OdpowiedzUsuń
  81. - No weź... Nie jestem morderca rybek. Po prostu chciałem im razem z Jimmym pomóc w uzyskaniu powietrza. No i żeby później uciekły od tej baby. - Zasmial się cicho pod nosem. - Na szczęście tabliczka już zniknęła. Albo dynda gdzieś w kronice. Chociaż nie sądzę. - Zadumal się przez chwilę. Na to pytanie nie do końca wiedział jak odpowiedzieć. - Hmm... Po prostu nie wszystko w życiu się układa tak jsk byśmy tego chcieli. W swoim życiu byłem cztery razy w takim poważnym związku. Mówię o tych byłych. - Zastrzegł od razu. - Trzy z kobietami. Raz z facetem. Ale na wszystkich się przeliczylem. Nie sztuka jest trwać przy kimś, kiedy jest dobrze. Sztuka jest być przy kimś w najgorszych momentach życia. Tego im trochę zabrakło. Jedna dziewczyna po pół roku oznajmiła mi, że "lepiej będzie jeżeli zostaniemy przyjaciółmi". Matt bardziej widział we mnie uroczego chłopca do seksu. Nic więcej. To nie miało przyszłości. Kate dorobila mi rogów. Jane... Jane miała postawione ultimatum. Albo rodzice będą jej sponsorowali studia, jak zerwie ze mną. Albo odetna się od niej jeśli pozostaniemy ze sobą. Wybrała co wybrała. Szczęść jej Boże na nowej drodze życia. - Machnął na to ręką.

    OdpowiedzUsuń
  82. - Tak. Jestem biseksualny. Ale w moim przypadku tylko na jednym razie się zaczęło i na jednym się skończyło. - Odpowiedział. - Zdecydowanie wolę płeć piękna. - Uśmiechnął się delikatnie. - I nic się nie stało. Nie musisz mnie za to przepraszać. Przecież to nie grzech o coś zapytać. Pytanie do ciebie. Mialas już kogoś? - Zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  83. - Rozumiem chyba o co chodzi. - Stwierdził łagodnym tonem głosu. Lubił, kiedy tak bawiła się jego palcami. Mruknął cicho, z zadowoleniem.
    - Tak o to tylko zapytałem. Teraz młodzież bardziej szaleje z tym i owym. Więc wiesz... Kiedy ja miałem piętnaście lat to latalem po dzielnicy z kumplami. Ganialismy za piłka. Albo oglądaliśmy nałogowo "Pokemony" i "Dragon Ball". Mimo iż katechetka zawsze na nas się darla, że to dzieło szatana i tskie tam.

    OdpowiedzUsuń
  84. - Taa... Wiem co nieco na ten temat. Ale fakt faktem u nas nie zdarzało się to aż tak nagminnie. - Stwierdził. - Jeżeli chcesz to możesz mi opowiedzieć o tym. Jednak do niczego nie zmuszam. - Czasami lepiej było poczekać aż ktoś zacznie opowiadać niż zmuszać i na siłę uszczęśliwiać człowieka. - Moi rodzice zmarli tego samego dnia. Mieliśmy wypadek samochodowy. Jakiś gość wyprzedzał busem tira. Bus był pełen, dwunastoosobowy. Ojciec chyba wiedział, że nie da rady więcej ustąpić mu miejsca i ... Wyjechał w odkos. Uważał że lepiej aby były trzy ofiary niż dwanaście czy trzynaście. Obudzilem się w szpitalu. I jacyś ludzie mnie stamtąd wzięli. Mieli mną się zajmować pod nieobecność rodziców... Zapadli w spiaczke. I się nie obudzili. Przynajmniej odeszli we śnie. - Stwierdził. - A ty? Jaka jest twoja historia?

    OdpowiedzUsuń
  85. - Chciałbym tutaj jeszcze trochę posiedzieć. Jest tu tak fajnie chłodno. U mnie w pokoju pewnie panuje zaduch. - Uśmiechnął się lekko do niej. - Jak chcesz to posiedz ze mną. - Powiedział, zerkając na nią. - Wiesz... Na strychu za lustrami przechowuje coś. - Rzekł tajemniczo. - Mogę ci pokazać. Tylko nikomu ani słowa o tym.

    OdpowiedzUsuń
  86. - Tylkk zajdziemy jeszcze do mnie do pokoju. A później do kuchni. Będę musiał coś ważnego wziąć. - Na razie wolał jej nie mówić. To miało być coś w rodzaju niespodzianki.
    Zaszli do "królestwa" Aidana. O ile tak można było nazwać ten burdel na kółkach. Spod łóżka wyciągnął koc. A przy tym także i dwie butelki dla dzieci. Zaraz potem powedrowali do kuchni. Collins w obie butelki nalal mleka. Odgrzal je na średnim stopniu w mikrofali.
    - No, teraz możemy iść. Tylko cicho, aby tych małych rozkarak nie wystraszyc. - Powiedział konspiracyjnym szeptem. Wziął butelki z mlekiem i koc. Po chwili stali tuż przed schodami, tudziez drabina, jak kto woli, na owy strych.

    OdpowiedzUsuń
  87. - Nie, nie smoki. Takie moje dzieci. Nazywają się Missy i Elliot. Są naprawdę piękne. - Powiedział chłopak. - Staram się im dostarczać jedzenie trzy razy dziennie. No i wymieniać koce, bo jeszcze sikają nie tam gdzie trzeba. Weszli na strych. Podeszli do rogu, gdzie stało mnóstwo luster. Odstawil jedno, a potem drugie. Ostatnie przesunął. Pod nogami Aidana nagle znalazły się małe bernardyny. Dwie, małe siersciowe kulki. Jeszcze szczeniaki. Psina z niebieską obroza podniosła łeb i radośnie merdnela ogonem.

    OdpowiedzUsuń
  88. [Widzę, że i moją siostrę przywiało już tutaj ^^ A raczej ja przylazłam za nią xD Pomysł jaki mi przychodzi to lekcja muzyki. Lub Danielle odkryłaby, że psorek ma swój własny zespół.]

    OdpowiedzUsuń
  89. [Shout, to moja siostra xD Najprostsze rozwiązania są czasami najlepsze ;) Relacje... Oliver to takie dziwnie proste w obsłudze stworzonko i zwad nie szuka. Chociaż do tych dochodzi dosyć często i to przez przypadek. Można zrobić coś typu "Kto się czubi, ten się lubi"]

    OdpowiedzUsuń
  90. Słuchał w ogromnym skupieniu. Rzeczywiście, z tego co wynikało ze słów dziewczyny to różowo nie było. Tym bardziej, że jej matka musiała się sprzedawać. Nie krytykował takich osób, ale było mu ich szkoda. No, ale każdy radził sobie na swój własny sposób. Każdy jakoś ciągnął swój wózek.
    W podobnym wieku stracili rodziców. Okropna strata, kiedy los zabiera oboje. Tak na raz.
    Objął ją jeszcze bardziej ramieniem. Bardziej pewniej. Chciał, aby czuła się bezpiecznie. Aby wiedziała, że może na niego liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  91. - No... Dzieci. - Stwierdził.
    Ciekaw był co sobie pomyślała, kiedy powiedział o "dzieciach". Ale na serio w jakimś stopniu zastępował tym szczeniakom matkę, ojca, brata i siostrę. Dbał o nie, pielęgnował jak tylko się dało. I nikt o tym nie wiedział. Psy bowiem jeszcze nie za dobrze chodziły. Raczej można było to porównać do czołgania.
    - Ciiich Dan, bo jeszcze ktoś nas usłyszy. - Normalnie. Jak je tutaj przyniosłem to mieściły się jeszcze w kartonie. Ktoś je wyrzucił i zgarnąłem je z ulicy tuż przed nosem hycla. Szkoda było je oddawać do schroniska. No i zainwestowałem w butelki, smoczki, aby mogły ssać jakoś te mleko. No i kilka kocy, bo jak wspomniałem, sikają. Ostatnio nawet kupiłem im zastrzyki od robaków i obroże przeciw pchłom. - Wziął Elliota na ręce. - Jak tam mały? Głodny pewnie jesteś razem z siostrą. - Zapytał psa, zaraz jednak zwrócił się do Dan. - Chcesz pokarmić trochę Missy?

    OdpowiedzUsuń
  92. [Faktycznie. Ale wolę nie prowadzić z nią wątków. Z racji tego, że kiedyś prowadziłyśmy takowy i III wojna światowa wisiała w powietrzu. Bo się zaczęłyśmy kłócić o relacje naszych postaci xD
    Zespół... Plakat informacyjny na ścianie jakiegoś pubu wraz ze zdjęciem członków zespołu i takie "O, to on śpiewa?" (albo coś tam takiego :D ).]

    OdpowiedzUsuń
  93. Są sprawy ważne i ważniejsze. Oczywiście, Raven nie chciał olewać swoich przyjaciół, ale... Jednak jego związek należał do tej drugiej kategorii. Zawsze starał się znaleźć trochę czasu, by pogadać ze swoimi bliskimi, ale czasem było to bardzo trudne. To zaniedbywanie było jakieś takie... Mimowolne. Mimo wszystko, starał się tego pilnować.
    - Nie powinien. Nie zamierzam go zdradzać, a i nic mu się nie stanie, jak trochę ode mnie odpocznie... Wiesz, profilaktycznie - zachichotał. - Proponuję najpierw wyjść z sierocińca. Potem znajdziemy jakiś dalszy kierunek, Najlepsze pomysły zawsze przychodzą do głowy całkiem przypadkiem - zaproponował.

    OdpowiedzUsuń
  94. - Wiem. Zdaję sobie z tego sprawę, że to jest kompletne łamanie wszelakich zasad panujących tutaj. - Odpowiedział dla niej, wzdychając cięzko. - Jakoś damy sobie z tym radę. Zawsze można się wymknąć w inne miejsce. Ewentualnie w ostateczności pozostaje mój pokój, chociaż wiadomo, że uczniowie lubią tam też czasami belfrów poodwiedzać. Coś się wymyśli. - Uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku.

    OdpowiedzUsuń
  95. - Na razie nie. Tutaj mało teraz kto przychodzi. Pewnie dlatego, że od blach na dachu idzie straszny gorąc. - Stwierdził chłopak. - Ale one mają przewiew. - Pokazał średniego rodzaju dziurę w ścianie, która była od strony stawu. - Boję się tylko tego, co to będzie jak one podrosną. Zaczną łazić w tą i we w tą. Szczekać... Dyra na pewno się nie zgodzi. - Był z tego powodu wielce niepocieszony.

    OdpowiedzUsuń
  96. "Ach jak przyjemnie kąpać się wśród fal, gdy szumi, szumi woda i coś tam tam tam tam..."- śpiewałem pod prysznicem. Kuźwa, dlaczego ja to śpiewałem? Takie rytmy... Aż wstyd ludziom powiedzieć.
    Owinięty ręcznikiem w jakieś eee... króliki wylazłem z łazienki. Co u mnie do diaska robił ręcznik w króliki? Nie wiem, nie pamiętam. Znalezione nie kradzione, o.
    Odziany w koszulkę z nadrukiem "Lick my battery" (dwuznacznie to brzmiało) i przetarte w każdym możliwym miejscu dżinsy poczłapalem w laczkach marki Kubota do kuchni. Przy tym ze trzy razy poślizgnąłem się na korytarzu. Bo guma od laczków mokra po basenie w prysznicu.
    W końcu jednak szczęśliwie dotarłem tak, gdzie dotrzeć miało, otworzyłem lodówkę w poszukiwaniu żeru. Ofiarą padła mielonka turystyczna (o dziwo jeszcze dobra) i w pół czerstwe piezywo. Da się zjeść. Po przygodach w kuchni z nożami (wszak tasakiem rozcinałem te bułki) wróciłem do mojego królestwa.
    Pukanie do drzwi w trakcie konsumpcji to nie jest dobry pomysł. Człowiek zakrztusić się może i takie tam.
    - Otwarte!- krzyknąłem, przełknąwszy kęs i zapijając sokiem pomarańczowym.

    OdpowiedzUsuń
  97. [Ja tam żadnych skojarzeń nie mam. XD]
    - Nie, raczej nie - stwierdził. - Trochę się ostatnio pokłóciliśmy, ale to w sumie nic ważnego - stwierdził. - Po prostu, czasem nie zaszkodzi profilaktycznie spędzić kilku nadprogramowych godzin osobno, szczególnie po półtora roku nieodstępowania się ani na krok - wyjaśnił. - Za wzgórza i jeszcze dalej! - rzucił i zachichotał.
    - Z tobą zawsze - rzucił. Raven i tak zawsze przegrywał wyścigi. Miał krótkie nóżki i słabą kondycję, dlatego w połowie dystansu zazwyczaj odpuszczał, więc nic nie stało na przeszkodzie, by miał się ścigać z Danielle.

    OdpowiedzUsuń
  98. Tak. Był dla niej w stanie się poświęcić. Trudno. Najwyżej wywala go z roboty. Z pokoju wyrzuca... W razie czego będzie spał w motelach. Albo w samochodzie.
    - Damy radę. Już ja coś wykombinuje. - Powiedział blondyn. A gdyby tak... -Bingo. - Klasnal w dłonie. - Muszę odnaleźć Jimmiego. Miał mieszkanie w centrum, ale chyba w nim nie mieszka. Jak pojechał do Dojszlandii to kontakt nam się trochę urwał, ale... Można byłoby spróbować, nie sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  99. - Czy to rybki, czy też psy... To też stworzenia Boże. Do adopcji? Żeby czekali tak jak my aż ktoś łaskę okaże? - Było mu szkoda psiakow. - Tak, na nie też zarabiam. Nikt za darmo tego wszystkiego by mi nie dał. Sądzę, że poprzedni właściciel może nie wiedział, że są rasowe. Albo za bardzo mu zależało aby je porzucić.

    OdpowiedzUsuń
  100. [Czołem, dziękuję za przywitanie :3 Wątkom nigdy nie mówię nie i już zastanawiam się nad pomysłem, ale jakoś mi nic ciekawego nie przychodzi do głowy. Bo w sumie Dannie to takie przeciwieństwo Macy. Może ty masz jakiś pomysł? :)]
    M.Svensson

    OdpowiedzUsuń
  101. - O borze zielony i szumiacy- westchnalem cicho, rozkladajac ręce- To znowu ty. Co tym razem ciebie do mnie sprowadza?- zapytałem, odkładając kanapki na papierowy talerzyk. Zauważyłem jak rozgląda się po pokoju. I w duchu zacząłem dziękować Panu, że te placki, co je butami na ścianie narobilem to zakrylem plakatami. Może i byłem już dorosły, ale z miłości do ukochanych zespołów nigdy się nie wyrasta. A poza tym ja to byłem ja. Stworzenie wielce nie do paninania przez innych.
    - Więc sluchsm. O co chodzi. - Wskazalem miejsce na łóżku, aby tam usiadła. Zaproponowalbym na krześle, ale takowego nie miałem. Przynsjmniej drugiego. Bo na pierwszym to ja rozlozylem swój koscisty zadek.

    [Współczuję. Znam ten ból]

    OdpowiedzUsuń
  102. - A no nowy- spojrzałem na niedawno powieszony plakat Dio. Po jego śmierci beczalem jak bóbr trzy dni i dwie noce. Aż w końcu matka powiedziała mi abym ogarnął duperela, bo korzenie zapuszcze. Do korzeni było mi daleko a to czystych faktów. Byłem człowiekiem. A co do samego Dio to świecie wierzyłem, że on jeszcze żyje. Tylko odszedł na jakaś emeryturę. Broń panie Boże byle tylko nie do Polski.
    Słysząc jej pytanie udałem, że przez chwilę się zastanawiam, co było zjawiskiem nader dziwnym, bo zazwyczaj od razu odpowiadałem.
    - Tak. Mam swój zespół. Śpiewam tam. Sądzę, że widzialas plakat. Mam nadzieję, że wyszedłem dobrze. Bo jak nie to fotograf będzie dyndal do góry nogami. I wolę aby poszło mi w uda niż w cycki- teraz to walnalem byka.

    OdpowiedzUsuń
  103. Pobiegł za nią, a jak. Tylko wolniej, wiedział, że i tak będzie cały zasapany, ot, papierosy nie wpływają dobrze na układ oddechowy, dlatego postanowił ograniczyć wysiłek do minimim. Nikt nie będzie mógł mu zarzucić, że się nie pościgał, może najwyżej, że się nie postarał.
    - No łatwiej ci mówić, że szybciej! - jęknął, ale nieznacznie przyspieszył. Niekoniecznie starczyło to, by dogonić Danielle, ale przynajmniej nie będzie miał wyrzutów sumienia, że nie spełnił prośby przyjaciółki.
    [Bo po 200 komentarzach ładuje się co 50. Ewentualnie czaem komentarze ię nie wywietlają, też tak miewam. c:]

    OdpowiedzUsuń
  104. - Mi by cycki nie pasowały. I to całe lazenie w staniku. Przez cały dzień się męczyć. A później bawić się z drucikami. Nie, dziękuje. Postoje- stwierdziłem. Na prawdę czasami, o ile nie zawsze, nie rozumiałem kobiet. Były to stworzenia wielce skomplikowane. Nawet Einstein by ich nie ogarnął. A co dopiero ja.
    - A co chcesz posłuchać, jak wymiatamy na scenie?- zapytałem. Ostatnio nawet wymietlismy kilka desek ze sceny. Ale to tam taki mały detal. Przynajmniej coś się działo. - Jak już miałbym mieć jakieś balony na zdjęciu to bym poprosił o dobrego fotoszopa. Bo paint na takie przedsięwzięcie to jednak za mało.

    OdpowiedzUsuń
  105. - Wiesz... My Jimmy'm jesteśmy praktycznie jak bracia. Zawsze potrafimy się dogadać. Jeden za drugiego wskoczyłby w ogień. A jeżeli nawet dawno nie rozmawialiśmy ze sobą... To zawsze i tak damy radę na jakieś spotkanie. I szybko, na prawdę niemal błyskawicznie, dawne zażyłości odżywają. - Uśmiechnął się do niej lekko. - Trafiliśmy tutaj w tym samym wieku. Ba, nawet w podobnym czasie. On był już wtedy w sierocińcu czwarty dzień, jak mnie dorzucili do kociołka. - Uśmiechnął się nikle. - Mam na myśli dwa w jednym. Bo fakt faktem, ale altanka zimą... To nie jest najlepsze rozwiązanie. I nie każdy musi o tym wiedzieć. Chyba nie cofnęli wam tych przepustek. Przynajmniej jeszcze za mojej sierocińcowej kadencji to takowe jeszcze były. - Stwierdził, zerkając bardzo uważnie na blondynkę.
    Fakt, zbliżyli się do siebie. Szybciej niż to ustawa przewidywała. I nie było widać, aby ten rozwój wydarzeń miał zamiar przystopować.

    OdpowiedzUsuń
  106. [ ^^'' jakoś tak wyszło xD]

    - Pod tym względem ludzie są okropni. Najpierw biorą, a później wyrzucają. Jakby to co żyje było jakąś zepsutą zabawką. To jest takie niesprawiedliwe. - Westchnął cicho chłopak, siadając na podłogę. Wziął pod pachę Elliota i zaczął go karmić z butelki. Tak mu nakazał weterynarz, z którym Aidan się spotkał kiedyś tam. Facet mu oświadczył, że szczeniaki są za małe i za młode (w sumie to na jedno wychodziło), aby mogły samodzielnie pobierać pokarm.

    OdpowiedzUsuń
  107. - Chyba nie przyszłaś ze mną rozmawiać o staniku?- zapytałem. W prawdzie to ja o tym napomknąłem, ale to nie oznaczało całych godzin spędzonych na polemice nad tym. Poza tym były jakieś granice. Najważniejsza z nich: relacja. Nauczyciel chyba nie powinien chyba o tym rozmawiać z uczennicą. Ale dla mnie od pewnego czasu tylko staniki były w głowie...
    - Nie radziłbym ci się wybierać. I tak ciebie nie wpuszczą- pokazałem jej język. To nic, że pewnie większość będzie to gówniarzeria w gimbazjalnym wieku... To nic.

    OdpowiedzUsuń
  108. [Powstrzymają się. Jakoś xD Mi to bardziej przypomina film "Sara" z Bogusiem Lindą xD]

    - Taa... Nawet jeżeli, ma ciut trudniejsze o ogarnięcia zachowanie. To i tak jest przy kim zbić samotność. - Stwierdził blondyn. - Zajęta to jest toaleta. A ty nie jesteś już singielką. - Zaśmiał się i dał jej małego pstryczka w nos. - Księgarnie też nie są złe. O ile tam nikt aż nadto nie zakłóca prywatności. - Posłał w jej kierunku delikatny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  109. - Dan, nie sądzisz, że jestes aż nadto ciekawa w sprawach, które nie powinny ciebie dotyczyć?- zapytałem odnośnie pytania dziewczyny o stanikach. Nie żeby coś tam, ale po takiej rozmowie mogłaby mnie wziąć za jakiegoś popieprzonego perwersa. Zrzucilem laczki ze stóp na rzecz trampek z naszywkami.
    - Ten nowy otwarty pub nie daleko Oxford Street. Godzina 22:00. Chętnie chciałbym się przekonać czy przyjdziesz.

    OdpowiedzUsuń
  110. Ale że co? Czy ona mi teraz wmawiala mi, że niby jestem gejem? Co to to nie!
    - Tak, dzisiaj- odpowiedziałem- A teraz Dan mała prośba do ciebie. Wiesz, gdzie jest twój pokój?- zapytałem- To teraz idź i sprawdź czy akurat ciebie tam nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  111. - Zdecydowanie wolę bez stanikow. A teraz skoro już wiesz to sio z mojego pokoju. Twój zajebisty nauczyciel musi się przygotować i ogarnąć- chcieliśmy jeszcze z chłopakami omówić co i jak. Ewentualnie coś przecwiczyc.

    OdpowiedzUsuń
  112. - Ja ci zaraz dam numerki w toalecie...- mruknalem sam do siebie. Zdecydowanie wolałem te w samochodzie na tylnym siedzeniu. Ale ciii...
    Musiałem zmienić koszulkę. Tą niefortunnie uwalilem mielonka. Z racji tego, że nie miałem już czystych to udałem się do pokoju 60 w celu pozyczenia od sąsiada. Ten zaoferował mi kilka. No i do pubu dojechalem odpalantowany jak stróż w boże ciało. Za pół godziny trzeba było rozstawic sprzęt. A za kolejne pół mieliśmy grać.

    OdpowiedzUsuń
  113. Zaczęliśmy w końcu grać. Szybko, energicznie, aby nikt się nie nudzil. Błyskawicznie zalapalem kontakt z publicznością. Przy czwartej piosence sciagnalem z siebie koszulkę. Rozległ się ogromny piskiem.

    OdpowiedzUsuń
  114. Na moje nieszczęście James wyrzucił koszulkę w tłum. Kuzwa pal go licho byłoby gdyby to była moja. Ale nie pozyczona! I gdzie ja teraz taka druga znajdę?
    Zszedlem ze sceny paradujac przed barierkami. Przybijalem piątki i takie tam.
    W trakcie jednej z piosenek James podszedł do mnie i wpil mi się w usta. Skads dało się usłyszeć "Kawaii".

    OdpowiedzUsuń
  115. Dziewczyny piszczaly pod scena. A ja miałem ogromna ochotę przywalic Jamesowi. Należało mu się to.
    Po dwóch godzinach koncert się skończył. Poszedłem do garderoby, aby znaleźć coś na wierzch. Gołe klaty są spoko. Ale nie nocami na ulicy.
    Wtem wtargnęła tam... Danielle.
    - A co ty tutaj robisz, hę?- zapytałem. Musiałem jeszcze dorwac Jamesa.

    OdpowiedzUsuń
  116. - O bosz... Ty znowu z tymi stanikami. Czy ci się to nie znudzi?- zapytałem ni to jej ni tp siebie/ A dzięki. I za klate i za koszulkę. Nate by mnie chyba zabił gdybym ja zgubił. I nie jestem gejem jeżeli chcesz o to zapytać.

    OdpowiedzUsuń
  117. - Sam dokładnie nie wirm co to było. Tego nie mieliśmy w planach. Dlatego muszę dorwac Jamesa. Zapytać go o to- wyjasnilem po krótce- Nathan gość się nazywa. Ten wuefista spod szescdziesiatki. Mielonka sobie koszulkę uwalilem. A że nie miałem czystej... Więc pozyczylem od niego. Nie tylko dziewcxyny pożyczają sobie ciuchy.

    OdpowiedzUsuń
  118. - Oho... Czyżby ktoś tutaj podkochiwal się w panu wuefiscie?- zauważyłem ten rumieniec na twarzy- Nie bój żaby. Nic mu nie powiem. A co do mojego kolegi... To zaraz ode mnie zarwie-usmiechnalem się iście szatansko.

    OdpowiedzUsuń
  119. - Ale ja i tak jestem swojego zdania. I tego raczej nie zmienię- stwierdziłem. W tym momencie podeszła do nas Alice. Rzekomo nasza menadzerka.
    - Oliver może mi wyjaśnisz ta akcje z Jamesem?
    - No bałwan coś odwalil i teraz ja zbieram cięgi- mruknąłem cicho.
    - To było dobre. Ludzie są zachwyceni tym.
    - Chyba raczej gimnazjalne siksy- powiedziałem ale Al już poszła- Mam przejebane.

    OdpowiedzUsuń
  120. -Weź chociaż ty mnie nie dobijaj. Nie teraz.
    W tym momencie podszedł do mnie James.
    - - To jak nazwiemy nasz pairing?- zapytał.
    - Weź mnie nie wkurwiaj- odpowiedziałem.
    - Też ładnie. Ale myślałem raczej Olimes albo Javer

    OdpowiedzUsuń
  121. - z kim ja się zadaje... - mruknalem cicho i z rozpaczą w głosie.
    - Chodź kochanie idziemy na seksy w toalecie- James wyszczerzyl się.
    - Na pewno nie z tobą. Idę jakaś wódkę zamówić. Dan pijesz coś?

    OdpowiedzUsuń
  122. [Przepraszam, jak ci rano odpisywałam, to mi wszystko zjadło i potem nie miałam siły. .-.]

    Zoe nie spodobało się to niebezpośrednie oskarżenia. Już dawno nauczyła się, że tykanie cudzych rzeczy nie przynosi niczego dobrego, a ona nir chciała kłopotów.
    - Gdybyśmy były w Irlandii, powiedziałabym, że to leprikony - prychnęła. - Zresztą, to nie ważne. Nie ruszałam twoich ubrań. Popytaj tutejszych kleptomanów. Może któryś z nich zwinął ci tę bluzę, ja z pewnością jej nie dotykałam, bo nie jest mi do niczego potrzebna - dodała.
    Sporo wskazywało na to, że jednak przeznaczonym było im się kłócić o każdy drobiazg, musiały to przełknąć i mieć nadzieję, że kiedyś w końcu je rozdzielą i uwolnią od wspólnego mieszkania.

    Zoe

    Dobiegł do niej, choć zatrzymał się kilka metrów wcześniej, dlatego wbrew wszelkim tradycjom, udało mu się uniknąć wywrotki. Potrafił w końcu wywrócić się na prostej drodze.
    - To już meta? - spytał, z trudem łapiąc oddech. W takich chwilach solennie postanawiał rzucić palenie albo chociaż przerzucić się na słabsze papierosy. - czy coś się stało?

    Raven

    OdpowiedzUsuń
  123. - Tobie to soczek kupię. Chociaż z tobą to nigdy nic nie wiadomo. Możesz nawer i sokiem się upic. A i uważaj na tego o tutaj- wskazalem na Jamesa- Pieprzy wszysyko co się rusza.
    - no wypraszam to sobie. Ciebie jeszcze nie przelecialem.
    - i nie przelecisz.

    OdpowiedzUsuń
  124. - Jeszcze colą nam się upijesz. Co jak co, ale nie mam zamiaru później ciągnąć do pokoju- droczylem się z nią. Poszedłem w końcu do baru.
    ***
    - Dan ... Może ty wiesz czy on kogoś ma?- zapytał James na poważnie- Staram się ze wszystkich sił, aby chociaż spojrzał na mnie tak jak bym tego chciał... Ale on nie zwraca na to uwagi...

    OdpowiedzUsuń
  125. James skinal głową. Mówił jak najbardziej poważnie.
    - Taa... Chyba raczej tylko ja byłem z tego zadowolony. On i tak mnie opierdzieli równo. Oliver za często rozgląda się za babami. Nigdy mu też nie powiedziałem, że jestem... Że wolę chłopaków.
    * * *
    Tymczasem ja zamawialem hektolitry alkoholu i coli. Trochę dla Dan, trochę na zapitke. Jakaś dziewczyna przyłączyła się do mnie. Tak miło szeptala mi do ucha i w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
  126. - Próbowałem... Ale jakoś tak dziwnie nieprzyjemnid się wtedy zrobiło i więcej o takich związkach mu nie wspominałem- James zmarszczyl brwi- Jest uroczy, kiedy się uśmiecha. Ale mam nadzieję, że nie przyciągnie jej tutaj.

    OdpowiedzUsuń
  127. James złapał się tylko za głowę. Wróciłem do nich wraz z ową dziewczyna.
    - To jest Layla- przedstawiłem ją im. Czy mi się wydawało, czy oni nie byli do niej... Jakoś dziwnie nastawieni?- Stało się coś?

    OdpowiedzUsuń
  128. Nie rozumiałem o co może im chodzic. Layla też wyglądała na zmieszaną.
    - To twoja młodsza siosta?- zapytała- Jest nawet podobna.
    W głębi duszy chciało mi się śmiać. To było śmieszne.
    - Nie. To jest moja podopieczna z domu dziecka.
    - Z bidula- powiedziała.
    - Nie z bidula tylko domu dziecka - powiedziałem nieco poirytowany.

    OdpowiedzUsuń
  129. - Jesteś pewna, że nic ci nie jest? Nic sobie nie złamałaś? Nie potłukłaś się za mocno? - spytał. Zaczynał jak zwykle panikować i martwić się najprawdopodobniej na wyrost. No cóż.
    - Nie no, to tylko zadyszka - mruknął, uśmiechając się nieznacznie. Spróbował wziąć kilka głębowkich wdechów. - Uch, muszę zapalić i powinno mi zaraz przejść - dodał.

    OdpowiedzUsuń
  130. - Twierdzisz, że masz gruby tyłek? - spytał ze zdziwieniem. Może to była drobna nadinterpretacja słów przyjaciółki, ale co tam. - Wiesz, zaczynałem palić, jak miałem dziesięć tak... Po pierwszym papierosie zwymiotowałem, ale wszyscy moi koledzy to robili, więc się zawziąłem i się nauczyłem - mruknął. - Prędzej niż z paleniem, zerwę z dragami. Hunterowi nie udało się rzucić, to jak ja miałby sobie z tym poradzić - dodał.

    OdpowiedzUsuń
  131. James zaraz też poszedł. Nie wiedziałem co się dokładnie dzieje. Wszyscy byli jacyś dziwni. Aż mnie dreszcz przeszedł. Wdalem się w rozmowę z Laylą i uznałem, że chyba nie chciałbym z nią żyć. Dla niej potrzebny był facet który ma forsy jak piasku na pustyni. Więc kiedy tylko usłyszała czym zajmuje się na codzień zasmiala się kpiaco, strzeliła w twarz i odeszła nazywając kłamca. A wcale jej nie oszukalem. Bosz... Co za dzień...

    OdpowiedzUsuń
  132. - Słoneczko, masz bardzo zgrabny tyłek. Jakbyś była facetem, to na pewno bym na ciebie poleciał - wszczerzył ząbki i poklepał ją po ramieniu. Taki żarcik, choć kto tam wie.
    - Tak, wiem. Wiem co wszyscy o tym myślicie, wiem co sam o tym myślę, ale to jest trudne. Nie chcę znów przechodzić przez odwyk - mruknął. - Może będziemy mogli, nie wykluczam.

    OdpowiedzUsuń
  133. - Wiesz, bez obrazy, ale jesteś dziewczyną. Nijak ci to nie umniejsza, jesteś ładna i w ogóle, ale raczej... No, zresztą sama rozumiesz - uśmiechnął się nieśmiało. - Owszem, tak właśnie uważam - przytaknął.
    - Ta... Tylko, że już raz spieprzyłem sprawę, zawiodłem wszystkich, którzy na mnie liczyli... Ja się boję, że za każdym razem będę zaliczał takie potknięcia, aż w końcu się zaćpam - wyznał niepewnie. - Wiem, że mnie wesprzesz... Przepraszam, że tak biadolę.

    OdpowiedzUsuń
  134. - Najwięcej dają zazwyczaj ci, którzy nic nie mają. - Uśmiechnął się lekko w jej kierunku. - A to dlatego, że razem mamy najwięcej. Bo wiemy więcej niż jakiś nowobogacki goguś, który myśli, że jak przejdzie się w nowych vansach, to jest naprawdę super, ekstra i cool. - Zaśmiał się cicho pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  135. - Na razie póki co, to możemy zadowolić się ciepłymi dniami i altanką. - Uśmiechnął się lekko. - A może kiedyś wpadniesz do mojego pokoju. Zobaczysz jak się urządziłem. Tylko nie teraz, bo wszystko jest jeszcze w jednej, wielkiej rozsypce. - Zaśmiał się cicho pod nosem. - Wszystko jeszcze stoi w kartonach. - Wyjaśnił po krótce.

    OdpowiedzUsuń
  136. - Jeszcze nie. Wiesz... To trzeba na spokojnie. A może gdyby tak go upić i wtedy mu powiedzieć? To jest nawet myśl- stwierdził.
    Po niedługim czasie przyłączyłem się do nich.
    - Co tam?- zapytałem.
    - Rzucam ci wyzwanie. Jeśli wypijesz pół litra bez popijania daje ci 50 funtów- powiedział James.
    Zgodziłem się. Co to dla mnie było pół litra.

    OdpowiedzUsuń
  137. Miałem dawać przykład młodzieży. Ale to chyba raczej dotyczyło w szkole. Bo poza nią to miałem swoje drugie życie. To takie fajkami i wódka zakrapiane. Nieco bardziej interesujące. A poza tym młody jeszcze byłem. A co za tym idzie to wyszumiec się musiałem.
    - O to się nie martw. Jeszcze nikt nigdy po polowce nie ciągnął mnie do domu- wlalem alkohol do kieliszków- James, a co jeżeli przegra?- wolałem rozważyć tą opcje.
    - Wtedy ja się tobą zajmę.
    - A, czyli starym zwyvzajem będziemy grali w Guitar Hero.
    James zrobił typowego facepalm'a.

    OdpowiedzUsuń
  138. [Tak myślałam. c:]

    - A pewnie. Zobaczysz, jeszcze pół roku i będziemy rozsyłali zaproszenia na ślub - zachichotał.
    - Ale ja nie chcę przechodzić przez to piekło kolejny raz... Czasem udaje mi się nie ćpać kilka dni, nawet i ponad tydzień, a potem i tak kończy się na tym, że kończę z igłą wbitą w rękę. Boję się tego, ale nie wiem, czy mam siłę z tym skończyć - wymamrotał, łamiącym się głosem. Strasznie chciało mu się płakać, był małym histerykiem. - Zresztą, nikogo nie chcę obarczać wspieraniem mnie w tym wszystkim. To nie jest łatwe.

    OdpowiedzUsuń
  139. - No jasne - przytaknął. - Lepszej druhny nie znajdziemy.
    - Nie odtrącam... Przepraszam, ja tylko... Przepraszam - wymamrotał. Czuł, że jeśli powie jeszcze kilka słów, to po prostu się poryczy. Ale i tak było mu lżej, normalnie nie poruszał tego tematu, a teraz wreszcie mógł podzielić się z kimś swoimi obawami. Siąknął cicho nosem i przytulił się do dziewczyny. - Dziękuję, słoneczko...

    OdpowiedzUsuń
  140. - Czy Danielle sobie przypadkiem za dużo nie wyobraża?- zapytałem. No jeszcze czego! Żebym ja kupował jej małe piwo- Małe piwo? - Lyknalem kieliszek wódki, a zaraz po nim dtugi- To jak mam już wylecieć z roboty to chociaż za duże. A nie za małe- oproznilem kolejny, krzywiac się.

    OdpowiedzUsuń
  141. - Jakaś dziwna jest ta wódka... - powiedziałem.
    - Zaczyna się etap wybrzydzania- szepnął James do Dan- Za kilka minut przejdzie w "polejcie mi jeszcze". A na koniec przyjdzie "weźcie bo ja jestem taki samotny i nikt nie rozumie mojej wizji przyszłości"- zakończył swój wywód wraz z moim ostatnim kieliszkiem.
    - Ja nie wiem co ty James pijesz... Ale to wódki nie przypominało- powiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
  142. Już miałem młodej wywód na temat skutków picia alkoholu, kiedy usłyszałem Jamesowe "Możemy porozmawiać? Tylko nie tutaj". Czyli coś grubego się kroilo. Poszliśmy w jakieś odosobnione miejsce. To znaczy się na korytarz prowadzący do łazienki. Tam James zaczął swoją historię. Opowiedział wszystko po kolei. I ze szczegółami. Kopara mi opadła, kiedy usłyszałem "Kocham cie Oliver". Przez kilka minut stałem jak słup soli. Nie wiedziałem co powiedzieć. I chyba dalej bym nie wiedział, gdyby nie Jamesowe wargi na moich ustach. Mruknalem, że "można spróbować".

    OdpowiedzUsuń
  143. Po chwili jednak oderwalismy się od siebie. Przez chwilę zapomnieliśmy o tym, że Dan na nas czeka. Widząc, jak jakiś pijany gość do niej się przystawia... Od razu na to zareagowalem.
    - Nie wiem czy jestes głuchy... Ale skoro ona mówi, że nie to znaczy nie. Mam ci to po swojemu przetłumaczyć?- zapytałem, zaciskajac gniewnie pięść.
    - Udało się- szepnął konspiracyjnie James.

    OdpowiedzUsuń
  144. [Nananina witam też ;* Jest z czego być dumnym <3 zpersfadowałaś mnie!
    Tak, wątek się obgada *O*
    Dziękuję Dziękuję, chociaż z tymi poplątaniami to nienajlepszy pomysł. Jeszcze się zgubie i co będzie? :C ]

    Cori Bell

    OdpowiedzUsuń
  145. Natrętny facet w końcu sobie poszedł. Na całe szczęście, bo zaczynał mi na nerwach grać. I jeszcze trochę, a strzaskałbym mu szczękę.
    - Rozmowa przebiegła w dobrych warunkach- zacząłem mówić- Doszliśmy do pewnego kompromisu.
    James spojrzał na mnie dosyć dziwnie.
    - Eee...To znaczy się... Doszliśmy do pewnego rozwiązania- poprawiłem się szybko.

    OdpowiedzUsuń
  146. - Wiesz... Wolałbym określenie "jak ojciec". - Zaśmiał się cicho pod nosem. - A to ze względów czysto anatomicznych. Czy jak to tam się zwie. - Nadal nie przestawał się chichotać. - Wiem, że będę musiał coś zrobić... Ale to nie jest aż takie proste. - Stwierdził szatyn, drapiąc się delikatnie w tył głowy. - Na razie dla niej tego nie powiem. Odczekam jeszcze trochę czasu. Może coś uda mi się konkretnego i sensownego wymyślić. - Dodał po krótkiej chwili namysłu.

    OdpowiedzUsuń
  147. - Lepiej żeby nie wiedziała. Jeszcze przez przypadek wypapla i wtedy będziemy mieli kłopoty. - Stwierdził blondyn. Już wiele razy miał styczność z przedstawicielkami płci pięknej. I wiedział też jakie to są gadatliwe stworzenia. Często gadają dużo i bez sensu. Nie wszystkie, ale większość. - Fakt, zaraz mogą zacząć coś podejrzewać. - Powiedział. - Wiesz, że to wcale nie jest taki aż zły pomysł? - Zastanowił się przez chwilę. - Co powiesz na jakąś pizzę? - Zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  148. Chłopak zaśmiał się serdecznie, kiedy do jego uszu dotarło wytłumaczenie dziewczyny.
    - Wiesz, na tym to ja akurat się nie znam. Moja matka umarła, kiedy byłem jeszcze niemowlęciem, więc... Ale akurat opiekę i troskę do pewnego czasu fundował mi mój świętej pamięci ojciec. No, niestety on też nie zyje.

    OdpowiedzUsuń
  149. - Masz rację słońce. To chyba nie jest odpowiedni moment - przyznał. Nie wypuścił jej jednak z objęć jeszcze przez dłuższą chwilę. To było fajne, a Raven miał stałą obsesje na punkcie przytulania się. - Wiesz, proponuję najpierw kogoś poważnie powkurwiać, a potem, w ramach nagrody, obejrzyjmy gdzieś jakiś głupi film, taki typowo na poprawę humoru, co sądzisz - zaproponował.

    OdpowiedzUsuń
  150. - Nie szkodzi - mruknęła. Może i liała żal, bo chciała pomóc Dan, a ta na nią naskoczyła, ale w tej chwili nie miała nastroju na kłótnie. - Nie oddałaś jej na przykład do prania? Bo masz rację, że zniknąć nie mogła. Bluza jest jednak ciut większa, niż długopis.
    Sama rozglądała się, dość nieporadnie, za zgubą współlokatorki. Dziewczyna była zdenerwowana, a Zoe doskonale wiedziała, jak to jest zgubić coś ważnego. Ot, taki jeden ludzki odruch.
    - Może po prostu raz pójdź w innej? Albo nie idź wcale - zasugerowała. - Będziesz mogła na spokojnie poszukać bluzy.

    Zoe.

    OdpowiedzUsuń
  151. - Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie- powiedziałem, puszczajac do niej oczko. Po chwili uwiesilem się na ramieniu Jamesa. Ile ten wielkolud mógł mieć wzrostu?
    - James... A co będzie jak się jutro obudze i nie będę nic pamiętał?- zapytałem.
    - Wcale tak dużo nie wypiles. A poza tym to my ci przypomnimy. Gdybyś w razie czego jednak zapomniał- odpowiedział James.

    OdpowiedzUsuń
  152. Odwzajemnił uśmiech dziewczyny. W końcu po co ponuraczyć? Ponuraczenie równa się martwienie bliskich, a tego nie chciał.
    - Skombinujmy karton i idźmy powkurwiać jakąś panienkę z okienka w restauracji z opcją "drive" - zaproponował. - Tak właśnie o tym filmie myślałem. Po ciężkiej pracy będzie nam się należała nagroda, to przecież jasne - zachichotał.

    OdpowiedzUsuń
  153. - O jak dużym? - spytał. Było to raczej coś w stylu głośnego myślenia, tak było mu po prostu łatwiej dojść do pewnych wniosków. - Wiesz, na tyle, żeby nie było, że podchodziny do okienka "Drive" niezmotoryzowani. Rozumiesz, napiszemy na boku, że to czerwone Ferrari albo różowy Lincoln i będziemy mogli bez obaw "zamawiać" - wyjaśnił. - Rozumiesz, jak we "Flinstone'ach". Tylko my zamiast tego, co miał Fred, będziemy mieć karton, wersja uproszczona.

    OdpowiedzUsuń
  154. [Patrzy się chyba bykiem, a nie spod byka. Niby nic, ale mi kiedyś za tego typu błąd ocenę obniżyli czy punkty na jakimś egzaminie zabrali. .-.]

    - No okej, okej - mruknęła. Była trochę ciekawa, czemu Danielle musi koniecznie wyjść, ale nie zamierzała robić za wścibską. - Wszystko można zgubić. Ubranie akurat nie jest szczególnie dziwną zgubą. Dziwną zgubą jest dziecko albo zwłoki - stwierdziła. Ta... To chyba nie było zbyt trafne pocieszenie. - Zastanów się. Nie szłaś z nią nigdzie, gdzie mogłabyś ją zostawić? Nic z tych rzeczy?

    OdpowiedzUsuń
  155. [Blogspot bu. Nie dodał odpowiedzi ;C]

    - Znam pewną fajną pizzerię. O ile jeszcze funkcjonuje. Kiedys tam chodziłem z panią Jenkins jak byłem mały. - W prawdzie to pani Jenkins zostawiła go w sierocińcu, to jednak nie miał do niej żalu. Najwidoczniej tak musiało być. Jak to mówią... Czas pokaże. - Chodźmy stąd, ale tak, by nas nikt przypadkiem nie zauważył. - Posłał w jej kierunku serdeczny uśmiech.

    OdpowiedzUsuń
  156. Jeżeli Cori nie siedziała aktualnie w Altance musiało to oznaczać tylko jedno. Miała ochotę wsiąść na rower i przejechać wszystkie problemy na swoim czerwonym rumaku. Znanym tez jako rower. Skierowała się więc do pobliskiej latarni, która robiła za jej prywatny stojak. Jednak tam go nie było. W takim razie musiał być przy innej latarni. Powędrowała, tak jak to miała w zwyczaju ze słuchawkami w uszach, w stronę stojako-latarni numer dwa.
    Ze zdziwienia wyjęła słuchawki z uszu i pozwoliła im swobodnie zwisać z jej ramienia.
    Zauważyła blondynkę trzymającą dłonie na jej najlepszym przyjacielu. To smutne, że jej najlepszym przyjacielem był rower, mniejsza.
    Dobrze ją kojarzyła. Danielle Finnigan. Już wcześniej zdarzało jej się podbierać cudze rzeczy, ale pierwszy raz zadarła z Cori Bell. Dziewczyna odczekała aż panna lepkie rączki wsiądzie na rower i dopiero teraz złapała za bagażnik roweru odkaszlując przy tym dwukrotnie.
    - Wybieramy się gdzieś - zapytała tak słodko jak tylko mogła.

    [wyszło coś też xD]
    Cori Bell

    OdpowiedzUsuń
  157. Takie kłamstewka to sobie mogła mówić do kogoś innego, ale nie do Corinne Alex Bell! Co jak co, dziewczyna potrafiła odczytać intencje ludzi takimi jakie są naprawdę. Kilku krotonie miała szansę obserwować blondynkę na różnych rowerach. Nie rozumiała tylko dlaczego kradzenie ich na jednorazowe przejażdżki tak ją pociągało. Ale to nie jej interes. Czemu go nie zapięła? Musiała być chyba w wyjątkowo kiepskiej formie.
    - Akurat biuro rzeczy znalezionych jest w inną stronę, jeśli chcesz mogę Ci nawet wskazać drogę. Ale tak się składa, że rower jest mój. Nie radzę go dotykać, tak na przyszłość - uśmiechnęła się miło, pomimo, że jej głos już do takich nie należał.

    OdpowiedzUsuń
  158. Dobra! Tu ją ma. W tamtą stronę też było biuro. I pewnie machnęłaby ręką na całe zdarzenie gdyby nie to, że dziewczyna poklepała ją po policzku a dodatkowo uderzyła swoimi bujnymi blond falami! O nie. Tego jej płazem nie przepuści.
    - Droga koleżanko. Możesz spróbować ukraść mi rower. Pieprzyć to. Mimo, że jest dla mnie cholernie ważny - no tak, przecież dostała go od wujka - to puszcze ci to płazem bo musiałaś mieć super ważny powód żeby go kraść. Nie musisz mi dziękować za moja wyrozumiałość. - podeszła do niej bliżej i zatrzymała ją ostatecznie chwytając za ramie - to nie próbuj więcej klepać mnie po policzku czy uderzać włosami, nie ze mną takie numery kochaniutka. - Cori wzięła trzy wdechy na uspokojenie i po chwili dodała - Jeśli bardzo ci się spieszy mogę podwieźć Cię na motorze. Na pewno będzie szybciej niż na rowerze, który zaraz spróbujesz zwinąć.

    OdpowiedzUsuń
  159. - Jak sobie życzysz kochaniutka - powiedziała i puściła koleżankę. Nie twój interes skąd mam motor - wspomnienia zaczęły zalewać Cori ale szybko przeszła do ostatniego podpunktu - potrzebuje przejażdżki. A ty jesteś moją motywacją, żeby w końcu wsiąść na motor. To jak? - zapytała. Tym razem szczerze się uśmiechając.

    [Boziu jakie to krótkie wyszło ;c
    Nie mogę się ogarnąć i nie wklepywać jako odpowiedź XD]

    OdpowiedzUsuń
  160. - Mam pewien pomysł, gdzie można byłoby je przenieść, kiedy podrosły. - Stwierdził chłopak po dość dłuższej chwili namysłu. - Niedaleko od sierocińca stoi taki stary opuszczony dom. Może go kojarzysz? - Zapytał. - Nikt w nim nie mieszka. Więc psy nikomu by nie wadziły, gdyby tam były.

    OdpowiedzUsuń
  161. - Sądzę, że teraz to nie ma najmnijeszego sensu. - Stwierdził blondyn, uśmiechając się zadziornie. - Jeszcze ciebie wcisną na jakieś sprzątanie kuchni i o. - Rozłożył bezradnie ręce, co też mogło wyglądać nieco śmiesznie. - No to w takim razie tajniaczymy. - Zgodził się z nią. - To może ty pójdziesz pierwsza. Wiesz, kobietom pierwszeństwo i takie tam. - Zaśmiał się cicho pod nosem dźwięcznym tonem głosu. No co? Bo on to kulturalny chłopak był, a nie jakaś chamota spod mostu wyciągnięta.

    OdpowiedzUsuń
  162. - Danielle- kiedy zwracał się do kogoś pełnym imieniem, to oznaczało, że trzeba być poważnym i uważnie go wysłuchać- Swój czas będzie wtedy kiedy ja uznam to za stosowne- powiedział to w miarę dyplomatycznie- I chyba będę pamiętał- nie potrzebował przypominacza w formie uczennicy. Jeszcze by się poczuł jak za czasów podstawówki, kiedy to jego matka latała za nim i o wszystkim mu przypominała. Nie, lepiej sobie takich atrakcji zaoszczędzić. Jeszcze człowiek na jakiś zawał padnie, czy cuś. Po co się stresować- Piwo? To ja ci obiecałem piwo?- postanowił wykręcić kota ogonem- A czy ty przypadkiem nie jesteś może za młoda na piwo?- pogroził jej zabawnie palcem.

    OdpowiedzUsuń
  163. - Nie musisz. ty potrzebujesz mnie. Ja potrzebuje ciebie. Ot cała filozofia. A gdzie mogę trzymać swój motor? Powinien być w garażu - odpowiedziała. Widziała jak dziewczyna się zdenerwowała gdy powiedziała do niej "kochaniutka" ale co poradzić na to, że Cori uwielbia się droczyć z ludźmi?
    - Obym tylko pamiętała jak się tym cholerstwem jeździ - mruknęła na tyle głośno by dziewczyna usłyszała. Och, wspomniałam o tym, że Cori uwielbia się droczyć z ludźmi?

    OdpowiedzUsuń
  164. Wyjęła klucze z kieszeni i włożyła je do stacyjki swojego motocyklu. Najśmieszniejsze było to, że to właśnie na nim miała wypadek. Dostała go w spadku po wujku, który mimo wszystko nie miał serca wyrzucić Harley'a. Naprawił go. Teraz Corinne o niego dbała.
    - Żartowałam. Nigdy bym nie zapomniała jak się jeździ na tym cudeńku - powiedziała bardziej do siebie niż do dziewczyny. Gdzie jedziemy? - zapytała wyciągając z małego bagażnika dwa kaski. Jeden podała dziewczynie a drugi wkładała na głowę. Wsiadła na motocykl i czekała, aż dziewczyna zrobi to samo.

    OdpowiedzUsuń
  165. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
    - Dużo większą ma wartość sentymentalną niż materialną. Biada temu kto kiedykolwiek spróbuje mnie okraść. Nie radzę ryzykować - powiedziała podkreślając ostatnie słowa. Gdy dostała adres uruchomiła czarne monstrum.
    - Trzymaj się. Nie będę jechać wolno - krzyknęła zagłuszając cudowny "pomruk" Phila. Tak. Motocykl miał imię. Phil. Wujek wybierał.
    Po paru sekundach wyjechała z garażu na najwyższych obrotach.

    OdpowiedzUsuń
  166. [no...ona pracuje w księgarni, a on to typowy mól ksiązkowy, wiec mogą się tam spotkać. ale pomysłu na powiązanie to zazbyt nie mam...]

    Tristan Hale

    OdpowiedzUsuń
  167. [Hej, hej, hej :3 Tak wpadam, bo chyba mam już mniej więcej pomysł na relację naszych postaci. Co powiesz na jednostronną nienawiść? Oczywiście to Macy byłaby tą złą - wiesz, jakieś docinki, drobne rękoczyny, coś w tym guście. Dan nie miałaby zielonego pojęcia, dlaczego Macy nie darzy ją sympatią i mogłaby dociekać, bo według niej Svensson nie ma żadnego powodu do nienawiści. I pewnego dnia nadarzy się idealna okazja do wyjaśnienia sobie paru spraw - dziewczyny mogą na siebie wpaść na korytarzu/mieście/gdziekolwiek i wygarnąć sobie wszystko.
    Jeśli wpadłaś na jakiś inny pomysł to mów śmiało :D]
    M.Svensson

    OdpowiedzUsuń
  168. [to wymyśl coś, ja się dostosuje ^^]

    OdpowiedzUsuń
  169. Grzecznie poszedł za dziewczyną. Zrobiłby to nawet, gdyby go nie ciągnęła. - Jak mówiszs, że był taki duży, to pewnie się nada - stwierdził. - żadne z nas za duże nie jest, to może nawet wciśniemy się obok siebie, a nie gęsiego, co? - zachichotał. - Tylko zastanów się nad marką. Wiesz, byle czym nie mozemy się wozić po mieście, no nie? - dodał. Sam również dość mocno napalił się na tę zabawę.

    OdpowiedzUsuń
  170. [Bykiem, wilkiem i spode łba. c:]

    W myślach strzeliła tak zwanego face palma. Co najmniej dwieście razy. No tak, najpiew rzucała takimi tekstami, a potem dziwiła się, że nikt jej nie lubi.
    - W czasie wojny jakaś rodzina zawinęła swojego zmarłego dziadka w dywan i ktoś ten dywan zakosił - wymamrotała. Mimo zapewnień Dan, że ta nie chce wiedzieć, o co właściwie chodzi. - Moze to samo stało się z twoją bluzą. W sensie, ze ktoś ją zwinął, pominąłwszy tę część o zwłokach, to w końcu nie powieść Agathy Christie - dodała. - Zastanów się, czy znasz kogoś, kto ma lepkie ręce i wiedział o tych kluczach albo... Ja wiem, jest kleptomanem i kradnie wszystko, co wpadnie mu w ręce - zasugerowała.

    OdpowiedzUsuń
  171. - Nie martw się o to. Jeżeli zajdzie taka potrzeba... To wymysłem ci z tysiąc powodów na usprawiedliwienie. - Jego wzrok zatrzymał się na jej ustach. Nie powinien był tego robić. Ale jednak zrobił to. Delikatnie ujął jej twarz i musnal w usta.

    OdpowiedzUsuń
  172. Odsunął się nieco od niej. Chyba powoli zaczął już wariować. Nie, on już dawno zwariował. A to był jeden z przejawów tego wariactwa. Czy powinien był to zrobić? Może tak, może nie. Może ktoś ma jakieś z góry ustalone plany wobex nich. Może...
    - Może pod murem za sierocincem. - Powiedział. - O tej porze mało kto tam przebywa. - Większość poszła na sjeste.

    OdpowiedzUsuń
  173. Corinne nie mrugnęła nawet 1332 razy a już wróciły do garażu sierocińca. Przejęła od dziewczyny kask i gdy zdjęła również swój oba wylądowały w bagażniku.
    - Tylko byś spróbowała znowu się za niego zabrać - zażartowała. - Umówmy się, że wisisz mi przysługę. Jak będę czegoś potrzebować to dam znać - uśmiechnęła się milo. - Odwiedź mnie czasem. Wiesz gdzie mnie znaleźć. Przyda mi się przyjaciółka z lepkimi rączkami - dodała tajemniczo pomimo, że jej uśmiech,który bardziej przypominał prezentowanie uzębienia niż ludzki uśmiech, poszerzył się kilku krotnie i teraz sięgał dziewczynie od ucha do ucha. I nagle zniknęła za konarami drzew niczym niinja.

    [PRZEPRASZAM, nie mogłam sie powstrzymać od tego zakończenia, nie wiem co teraz wymyślisz XD Przepraszam ;c powodzenia ;*]

    OdpowiedzUsuń
  174. - Ja tam na takie bajanie mówię, aby zadzwonić po Winchesterow. Oni by sobie z tym poradzili. Ale ludzie wtedy gapie się ma mnie jak na debila. Ale zwisa mi to i powiewa. - Wzruszył ramionami.

    OdpowiedzUsuń
  175. Zaszedł jeszcze do pokoju po pieniądze. Przecież nikt im nic za darmo nie da. Dzisiaj to nawet i na wpierdziel trzeba zasłużyć. Niestety, takie mamy czasy proszę państwa.
    Szybko zaraz znalazł się tuż przy Dan. W umówionym miejscu.
    - No to w takim razie idziemy.

    OdpowiedzUsuń
  176. - Tak, tak... Już to mówiłaś, że się dowiesz- powiedział, śmiejąc się serdecznie- Że niby ja jestem sztywniakiem? No proszę cię...- zrobił minę typu "Are you fucking kidding me?". - Dobra, jednao małe może być. Ale w razie draki to ja ciebie nie znam. A ty nie znasz mnie, pasuje, blondi?- zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  177. - Można powiedzieć, że było tłoczno i nie było wolnego stolika. Więc któreś z nas przystało się do kogoś. Albo, że oboje obserwowaliśmy stoliki, a się okazało, że ktoś się pomylił i wyladowalismy przy tym samym. - Stwierdził Nathan.

    OdpowiedzUsuń
  178. - Wiem, wiem. - Uśmiechnął się do niej delikatnie. - To są dobre stworzenia. Nie zasłużyły sobie na to, aby żyły na ulicy. - Elliot wykręcił się od Collinsa, po czym podreptał do swojego legowiska.

    OdpowiedzUsuń
  179. Westchnęła ciężko. Miała ochotę to olać, ale poniekąd było jej szkoda Danielle, zresztą, wycofanie sie w tej chwili nie stawiałoby jej w zbyt dobrym świetle, a już i tak miała "na pieńku" ze współlokatorką.
    - Dan... - zaczeła spokojnie. - Jeśli chcesz, to wstawaj, ogarnij się, przejdźmy się po pokojach i popytajmy, czy nikt nie widział twojej cennej zguby - zaproponowała. Skoro w pokoju jej nie było widać, to chyba warto się przejść po całym sierocińcu.

    OdpowiedzUsuń
  180. Rozjerzał się po pomieszczeniu, w którym się znaleźli. Było ciemno, A Raven nie miał swoich okularów, ale widział najważniejsze, stosy książek i orientacyjnie kojarzył, gdzie może stanąć, żeby nic nie zniszczyć.
    - Jej, to raj dla wszystkich moli książkowych... Jako głupek, czuję się tu aż nieswojo - wyznał z zakłopotaniem.
    Gdy "nastała światłość", od razu poczuł się trochę pewniej. Podszedł do niej, obczaić karton, o którym mówiła.
    - Powinien być idealny - stwierdził. - Masz tu jakiegoś markera, albo coś?

    OdpowiedzUsuń
  181. Wszyscy błędnie sądzili, że panna Svensson nie pała sympatią do większości ludzi. Co więcej, ktoś pokusił się o stwierdzenie, że dziewczyna ich nienawidzi . A to nie była prawda. Te wszystkie chłodne spojrzenia, chamskie docinki i brak jakiejkolwiek empatii miały zapewnić jej bezpieczeństwo. Bo, wierzcie czy nie, Macy nigdy nie chciała kogoś skrzywdzić - to ona była tą, która się bała. Budując wokół siebie gruby mur chciała uchronić się przed odrzuceniem, a wkładając maskę obojętności i zachowując się jak (cóż, nazwijmy rzeczy po imieniu) suka nie miała zamiaru kogokolwiek skrzywdzić. Do ludzi podchodziła obojętnie, nie z nienawiścią, jak sądzili niektórzy. Gdy nie było potrzeby, milczała, chowając się w swoim pokoju.
    Jednak Macy musiała przyznać, że był ktoś taki, kogo nienawidziła z całego serca. I to wcale nie był jej ojciec.
    - Danielle Finnigan - niemal wypluła z ust jej imię - może w końcu nauczysz się chodzić?

    [Kiedyś się poprawię, promise! ]
    M.Svensson

    OdpowiedzUsuń
  182. Czarnooki nawet nie na nią nie spojrzał, wciąż zajęty swoją zabawką. Mógł jedynie zgryźliwie odpowiadać na to, to co mówiła.
    - Jak to dobrze, że nie zależy mi ani na twojej wdzięczności, ani na innych błahostkach, którymi mogłabyś mnie obarczyć, Bambi – prychnął kończąc układać następną – zieloną – ściankę w kostce Rubika. Odłożył przedmiot na niższy stopień schodów i poprawił sznurówkę w jednym z wojskowych butów, jakie dziś miał na sobie.
    - A ja mam ochotę znów sprawić, że się poryczysz... To się chyba nazywa sprzeczność interesów – Blaise podniósł się i stanął tak, by dalej blokować Dan swobodny dostęp do schodów. Dźgnął ją palcem w mostek na tyle mocno, by dziewczyna się cofnęła.
    - Masz ochotę poczytać mówisz? A o czym, sarenko? O tym jak podwyższyć swoją niską samoocenę?

    Blaise

    OdpowiedzUsuń
  183. [To ja proponuję watek - z Trinny lub z Sarą, a najlepiej z obiema ^^]

    OdpowiedzUsuń
  184. [Coś nam się wątki urwaly :<]

    OdpowiedzUsuń
  185. Prychnął cicho i pokręcił głową w geście rozbawienia. Danielle zachowywała się tak, jakby go kompletnie nie znała. Doskonale wiedziała, że chłopak nie należy do ludzi, którzy łatwo odpuszczają. Dopasowywał się do tych dociekliwych, irytujących i namolnych, i był uparty do granic możliwości.
    Zagrodził jej drogę do pokoju i uniósł brew, uśmiechając się szelmowsko.
    Och, kochana, jesteś urocza, kiedy myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz.
    Roześmiał się i przeczesał swoje kręcone włosy palcami.
    - Wiem, że jesteś zmęczona byciem moją modelką i pracą w bibliotece, ale to ja tu jestem artystą i to ja widzę harmonię w tym całym bałaganie. Więc z łaski swojej pozwól mi pracować i chodź ze mną na sesję do altanki.

    Al.

    OdpowiedzUsuń
  186. Sam uważał, że te pomysły nie są najgorsze. A co lepsze! Były nawet wiarygodne. I to było dobre.
    - O ile pamiętam... To tutaj twardą ręką rządziła pani Henkel. - Uśmiechnął się lekko. - Równą babka z niej była. - Rozejrza się za wolnym stolikiem. - Może tam? - Zaproponował w kąciku, gdzie był dobry widok na wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  187. [Tak trochę podpatrzyłam twój wątek z Bierkiem. I wpadł mi taki pomysł, że Mad zechce z nim nieco poflirtować i porobić na złość Danielle.]

    OdpowiedzUsuń
  188. [Może takie jak na poziomie nauczyciel- uczeń, mogą się lubić, ale jak Dan zobaczy, że Mad przystawia się do jej faceta, to już może nie być tak kolorowo :D]

    OdpowiedzUsuń
  189. [Myślę, że może od lekcji, gdzie jako tako będą się dogadywały, a poźniej po zajęciach Danielle zobaczy jak Mad przystawia się do Nate'a.]

    OdpowiedzUsuń
  190. Zoe wiedziała, że ludzie jej nie ufają, bo... Jest jaka jes, po prostu. Problem tkwił w tym, że jak tylko chciała być miła, zostawała wrogiem publicznym numer jeden. Oduczyła się więc wykazywania dobrej woli.
    - Kleptoman rąbnie wszystko. Nie ze złośliwości, czy dlatego, ze czegoś potrzebuje... Chodzi o to, żeby coś zabrać, potem może nawet oddać... No, o samą czynność - wyjaśniła. Najbardziej obrazowo, jak umiała. - Więc może nie chodziło o samą bluzę, no.

    Zoe.

    Stawiać Ravena przed takim wyborem... Niezbyt mądre. On potrafił godzinę zastanawiać się, jakim kolorem podkreślić temat w zeszycie! A tu przecież chodziło o ich samochód! Co z tego, że kartonowy...
    - Wiesz, jesteś dziewczyną, wy z zasady macie lepsze wyczucie kolorów - mruknął wymijająco.

    OdpowiedzUsuń
  191. Kochał te zwierzaki. I te całą swoją miłość przelewal na nie. Chciał dla nich jak najlepiej. I na razie coś mu to wychodziło.
    - Mam pomysł. - Powiedział. - Moglibyśmy jutro pójść do sklepu zoologicznego i kupić im smycze. Co ty na to? - Zapytał.

    OdpowiedzUsuń
  192. - Ja sobie biorę to co zwykle. - Uśmiechnął się szeroko w jej kierunku. - Czyli pizza z pieczarkami, szynką i serem. Do tego jeszcze sos czosnkowy. A do picia to cola. - Zasmial się cicho. - A co mi tam. Raz na ruski rok mogę sobie żołądek porozpieszczac. - Zażartował.

    OdpowiedzUsuń
  193. [Siemka, kicia. Wątek zawsze chętnie. Dany jest dość specyficzny. Jest drobnym złodziejaszkiem i często włóczy się bez celu po ulicy. Może gdzieś pomiędzy? ]

    OdpowiedzUsuń
  194. - Ja to pewnie będę odsypiał aż do południa. - O tak. On to akurat lubił sobie od czasu do czasu dobrze pospać. - Ale pewnie wstanę przed czternastą. - Puścił do niej oczko. - Jeszcze tylko chwileczkę. - Powiedział, a po chwili wymienił koc dla psiaków. Musiały spać w czymś świeżym. - No, teraz to tylko jeszcze odniosę do pralni i mogę iść sobie w spokoju lulu. - Zaśmiał się cichutko.

    OdpowiedzUsuń
  195. [Jak ciepłe bułki w spożywczaku w porannej porze :D]

    Przyglądał się dla niej z zaciekawieniem w niebieskich oczach. Lubił kiedy uśmiechała się do niego. Lubił też, kiedy rumieniła się lekko. Tak pąsowo, jak róża. Lubił jej delikatny dotyk. Tak, że przez jego ciało przechodziły przyjemne dreszcze.
    - Pomidorowy też jest dobry. Ale ja zdecydowanie wolę czosnkowy. - Uśmiechnął się do niej promieniście.

    OdpowiedzUsuń
  196. - Ja aktulanie na tą chwilę mam chyba wszystkie sprawy pozałatwiane. Jak to się mówi... Reszta wyjdzie w praniu. Czy jakoś tak. - Ziewnął przeciągle. - Chyba na serio muszę iść w kimono, jeżeli chcę jtro jakoś racjonalnie myśleć. - Uśmiechnął się sennie. - To w takim razie chodźmy.

    OdpowiedzUsuń
  197. - Na razie póki co to tak. - Stwierdził poważnie. No bo to jednak chyba była bardzo poważna sprawa. - Na razie trzeba będzie jakoś kombinować. - I przypuszczał, że czasami może być naprawdę ciężko. Ale poradzą z tym sobie. On w to wierzył mocno. - Też bym tak chciał. - Westchnął cicho. - Ale na razie musimy. Musimy poczekać, aż upłynie twój czas pobytu w sierocińcu. Ale damy radę. - Uśmiechnął się pocieszająco, gładząc jej dłoń.

    OdpowiedzUsuń